– Zaraziliśmy się od siebie wirusem na pierwszej próbie, którą zagraliśmy po pół roku przerwy. Żeby było jeszcze śmieszniej spotkaliśmy się powymyślać piosenki do spektaklu o zombie. Postanowiliśmy to skomentować. Mamy swoją rubrykę w Notesie Na 6 Tygodni, więc jeden odcinek był pandemiczny. Wymyślaliśmy co by było, gdyby kolega z zespołu umarł – opowiada zespół Nagrobki, który właśnie wydaje album koncertowy „Nagrobki na żywo 2019”. Przedpremierowo posłuchacie go na końcu tego tekstu!
Pamiętacie jaki kiedyś chodziło się na koncerty? Tak było jeszcze w marcu 2020, a może się wydawać jakby to było sto lat temu. Teraz jest do ich powrotu bliżej niż dalej, ale jeszcze chwila upłynie nim powrócą. I tu na ratunek przychodzi zespół Nagrobki, który wydaje swój pierwszy album koncertowy, nagrany podczas trasy w 2019. Kilkanaście utworów – każdy z prawie innego miasta, odmienne wykonania, rozmowy, klubowy gwar. Wszystko to, co tak dobrze pamiętamy, a za czym pewnie tęsknimy. O koncertach, płycie live, ale oczywiście też pandemii rozmawiam z tej okazji z Maćkiem Salamonem i Adamem Witkowskim. A na samym dole przesłuchacie ich koncertowy album przedpremierowo.
JAKUB KNERA: Skąd pomysł na wydanie płyty koncertowej „Nagrobki na żywo 2019” teraz, kiedy nie można grać koncertów?
MACIEK SALAMON: Jesteśmy poważnym zespołem, a każdy poważny zespół ma w swoją płytę live. Mają ją Wilki albo Pink Floyd, więc dlaczego nie my? Poza tym, to inne nagrania niż te na płytach, bo koncerty gramy zupełnie inaczej: bez basu, bez syntezatorów i dęciaków. Ten album jest namiastką tego, co ludzie znają z koncertów. Teraz, w dobie pandemii, nabiera to wymiaru wspominkowego i nostalgicznego. Można sobie przypomnieć „jak to kiedyś było”.
ADAM WITKOWSKI: Nagrywaliśmy go bez większej spiny. Chcieliśmy sprawdzić co my tam w ogóle gramy i kupiliśmy kilka urządzeń, które pozwoliły nam na zarejestrowanie wszystkich koncertów. Nie stawialiśmy kolejnego zestawu mikrofonów do rejestracji, a jedynie braliśmy sygnał z tych, którymi akustycy nagłaśniali koncerty. To niezbyt poprawne podejście, które spowodowało sporo kłopotów w miksie. Ale być może przybliżyło nas do istoty tego, jakie te koncerty były z punktu słyszenia publiczności.
MACIEK: Jest jeszcze jeden powód, formalny – gdy płyta będzie już istnieć fizycznie, będzie to podwójny winyl. Czegoś takiego jeszcze nie mieliśmy w dyskografii: cztery strony z rozkładówką, czyli kolejny fajny nagrobkowy obiekt. A na okładce zdjęcie, jak handlujemy zespołowym merchem przed cmentarzem. Zrobił je nam Tomek Pawluczuk 1 listopada 2019, świeżo po powrocie z trasy, na której nagraliśmy ten album.
To nie koncert z jednego miasta, ale z prawie wszystkich, w których graliście w 2019 roku. Nie było jednego, który w całości wyszedł dobrze?
MACIEK: Życie. Nie umiemy tak dobrze zagrać jednego koncertu (śmiech).
ADAM: Taka kompilacja jest ciekawsza. Jest pamiątką dla większej ilości osób. Słychać jak różnie reagują w innych miastach, gdzie klub był ciasny i duszny, a gdzie to duża przestrzeń, czasem z ogromnym pogłosem jak BWA Zielona Góra.
Płyty koncertowe zawsze różnią się od studyjnych, ale często nie widzę sensu ich powstawania. Waszej słucha się fajnie – podoba mi się wersja „Matka jedyna” z Mikołajem Trzaską albo „Smutno mi Boże” ze spektaklu Teatru Dada von Bzdülöw. A do tego wasze gadki z koncertów – odkąd koncertów nie ma, tworzą fajna pamiątkę.
ADAM: Na tym nam zależało. Niech to będzie pamiątka, która pokazuje jakie te koncerty były. A że nie tylko graliśmy, ale też rozmawialiśmy ze sobą i ludźmi, to musiało się to na tej płycie znaleźć. Piosenki na płytach są zazwyczaj świeże – niby wielokrotnie zagrane na próbach i przed nagraniem, ale dopiero na trasie, gdy codziennie je wykonujesz dojrzewają i rosną.
MACIEK: Uruchomiliśmy zrzutkę na wydanie podwójnego winyla i okazało się, że osób, które chciałyby powspominać w tej formie jest wystarczająco dużo, aby się to udało sfinansować. Dzięki ich wsparciu wydamy to fizycznie, a nie tylko w formie cyfrowej.
ADAM: Dla nas ta płyta to też pieczątka: tak to wyglądało w roku 2019. Może się okazać, że to zamknięty rozdział.
MACIEK: Mam obawę, że jeśli wrócimy do regularnego grania to będę czuł się nie na miejscu i obco na scenie. W trakcie pandemii przyzwyczaiłem się do robienia innych rzeczy. Powrót do tego może być doświadczeniem dziwnym.
Kiedy przed rokiem wybuchła pandemia, byliście pierwszymi, którzy zagrali koncert online. Dziś mamy ich przesyt.
ADAM: To było fajne doświadczenie, ale po autentycznym zrywie naszła mnie refleksja, że jeśli nadrzędną wartością byłaby muzyka, to lepiej taki koncert nagrać i wyemitować, a samemu zająć się odpisywaniem na czacie. Robienie wszystkiego na raz na żywo raczej nas przerasta. Choć się staraliśmy, to nie wchodziliśmy w naturalną interakcję z ludźmi. Czyli właściwie takie nagrania są logistycznie bardzo stresujące, a jakościowo trochę skazane na niepowodzenie.
Moim zdaniem, kiedy siedzisz w samo południe albo w środku nocy i wiesz, że ktoś na końcu Polski albo świata gra na żywo, to zupełnie co innego niż przygotowana wcześniej sesja.
ADAM: Oczywiście. Zgadzam się. Chcesz jednak wierzyć, że to transmisja. Finalnie to jednak strumień cyfr dekodowany przez twój komputer. To jak z pierwszym krokiem na księżycu – w sumie nie wiadomo czy nakręcił go Stanley Kubrick w studio, czy to była autentyczna transmisja z księżyca. Na pewno jednak było to bardzo ważne społeczne doświadczenie.
MACIEK: Uważam, że jest różnica między graniem na żywo a odtworzeniem nagranego wcześniej koncertu. Granie na żywo tak jak prawdziwy koncert z publicznością ma w sobie pierwiastek nieprzewidywalności. Zawsze coś może się zepsuć, piosenka nie udać. Jest to mimo wszystko trochę prawdziwsze.
ADAM: Z punktu widzenia wykonawcy, wiele się zmienia, gdy na koncert musisz pojechać. Dla nas tak było z festiwalem Energia Dźwięku we Wrocławiu. Musieliśmy się spakować, przejechać pół Polski, zagrać online, wrócić, rozpakować. Bliżej temu do koncertu niż jedynie transmisji. We Wrocławiu grało jeszcze kilka zespołów, ich wykony były rejestrowane, a nasz jako jedyny był na żywo w streamingu. Pamiętam, że gdy Maciek Frett, organizator wydarzenia, napisał, że nas do tego streamingu wytypowali, pomyślałem, że pewnie wiedzą, że jeśli coś się popsuje to obrócimy to w żart i to jakoś zagadamy.
MACIEK: I już w pierwszym utworze popsuło się coś z kablami. Adam musiał 10 minut moich przepięć nadrabiać gadką. W sumie to wolę tę spontaniczność, a nie idealną formę.
Gracie też muzykę do spektakli. W pandemii do „Krótkiej rozmowy ze śmiercią” Marcina Libery.
MACIEK: Granie w teatrze jest zupełnie inne niż granie koncertów – wszystko musi być zagrane w punkt. Nie, że zepsuje się delay, coś pogadamy i pohałasujemy – w teatrze taka sytuacja wysypałaby cały spektakl. Teatralne projekty są stresujące – piosenka musi być zawsze zagrana tak samo w określonym momencie. A my jednak lubimy improwizować.
ADAM: Zrobiliśmy też mały tour z Teatrem Fredry z Gniezna w ramach programu Teatr Polska – graliśmy przedstawienia wyjazdowe w mniejszych ośrodkach kulturalnych. Może wstyd się przyznać, ale konstrukcję naszych piosenek często wyjaśniają nam ludzie od choreografii. Oni muszą dokładnie wiedzieć, ile gramy taktów i kiedy. A potem, gdy nam już to wszystko wyjaśnią, to się trochę stresujemy, że trzeba zagrać dokładnie taką samą ilość. Na koncercie zaczynamy śpiewać, albo przechodzimy do kolejnej części piosenki, kiedy czujemy, że to już. Patrzymy na siebie i pstryk – lecimy dalej. W teatrze musimy dużo czasu poświęcić na pracę – być na próbach z aktorami, którzy grają swoje sceny a my wchodzimy w którejś na 5 minut.
Czym innym jest tworzenie materiału na płytę, czym innym przygotowanie materiału do teatru i też zupełnie czym innym są żywe wykonania w teatrze i inne na koncercie. Do tego jeszcze doszły kolejne wymiary związane z pandemią. Bo grając w teatrze i siedząc na scenie w oczekiwaniu na te swoje 5 minut, jest czas na przyjrzenie się ludziom na widowni. Tam dystans fizyczny i mentalny jest zawsze większy niż na koncercie w klubie, a teraz zwiększył się jeszcze bardziej przez maski. Ze sceny widzisz rzędy nieruszających się osób z zakrytymi twarzami. Dziwne wrażenie.
Jest sens wydawać kolejną płytę, skoro nie ma koncertów?
ADAM: Ekonomicznie nie za bardzo, bo wiadomo, że zespoły takie jak my sprzedają płyty raczej na koncertach, niż w empikach. No, ale mogliśmy sobie na to pozwolić dzięki zrzutce. Chcieliśmy co prawda poczekać z premierą do momentu, gdy będziemy mieli fizyczne nośniki, ale poczułem, że chyba jednak trzeba taką płytę zaaplikować ludziom jak najszybciej. Trochę jak szczepionkę. Bo można się dzięki temu nagraniu przenieść na koncert. Miksując, a więc siedząc z nią sporo czasu sam na sam, miałem takie poczucie uczestnictwa. Pewnie dlatego, że mogłem sobie przypomnieć różne detale każdego koncertu – gdzie patrzyłem grając ten dźwięk, co w danym momencie robił Maciek, itd. Mając świadomość, że ta płyta dotrze do osób, które prawdopodobnie były na naszych koncertach, chciałem się tym uczuciem podzielić.
MACIEK: No bo przecież wszyscy tęsknimy za koncertami i światem bez masek.
Śpiewacie o śmierci, zarazie – w pandemii wasze teksty są chyba jeszcze bardziej aktualne.
MACIEK: Utworem „Zaraza” zaczyna się spektakl „Krótka rozmowa ze śmiercią” Marcina Libera na podstawie „Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią” Mikołaja z Mierzyńca oraz „Krótkiej rozprawy między trzema osobami: Panem, Wójtem a Plebanem” Mikołaja Reja. Zaraz po tym jak aktorzy kaszlą krwią na scenie, wchodzimy my i gramy „Zarazę”. Jak robiliśmy to w styczniu 2020, nikt nie przypuszczał, że to dosyć prorocze. Więc gdy potem graliśmy w marcu drugą część trasy, też zaczynaliśmy tym utworem i też kaszleliśmy.
ADAM: Na początku było to zabawne, ale kiedy graliśmy ostatni koncert trasy 8 marca już tak śmiesznie nie było. Chyba dwa albo trzy dni później nastał lockdown.
Śmierć dotyka wiele osób i kolegów z branży. Jest jakby bliżej, choć przecież blisko zawsze była. Kiedy miałem wirusa to przez chwilę zwątpiłem czy aby na pewno uda mi się go pokonać. Było ciężko. Chwilę później na Covid zmarła moja babcia.
MACIEK: Adam zaraził mnie na pierwszej próbie, którą zagraliśmy po pół roku przerwy. Żeby było jeszcze śmieszniej spotkaliśmy się powymyślać piosenki do spektaklu o zombie. Postanowiliśmy to skomentować. Mamy swoją rubrykę w Notesie Na 6 Tygodni, więc jeden odcinek był pandemiczny. Wymyślaliśmy co by było, gdyby kolega z zespołu umarł.
Nie przeszło wam przez głowę zmienić temat tekstów?
ADAM: Śpiewamy to samo cały czas i to jest dowód, że śpiewamy o tym naprawdę i na serio. Spodobało mi się to, co napisał w jednej z recenzji Bartek Chaciński: nie jesteśmy zespołem reprezentującym jakiś gatunek muzyczny, ale zespołem reprezentującym temat.
Obstawiacie, kiedy wrócą koncerty?
MACIEK: A ktoś to wie? Możemy jedynie zakładać, co byśmy chcieli. Wcześniej byłem bardziej optymistyczny, ale w tym roku nastąpiła seria odwołań, więc sam już nie wiem czego oczekiwać. Fajnie byłoby wydać płytę i zagrać trasę koncertową. A na niej sprzedawać tę płytę, tak jak było kiedyś.
ADAM: Chcemy na pewno wydać kolejny album we wrześniu 2022. To był plan, który mieliśmy już przed pandemią. Mam nadzieję, że wtedy świat będzie funkcjonował bardziej normalnie. Teraz kalendarz jest pełen dat, które trzymamy na stand-by-u. Wpisujesz je ze świadomością, że pewnie i tak się to nie odbędzie. Strasznie to komplikuje życie.
Będzie popyt na koncerty?
MACIEK: Będzie szał, ludzie są spragnieni chodzenia na koncerty.
ADAM: Jeszcze będzie „Livin’ La Vida Loca”. Jest co odreagowywać.
Odsłuchaj przedpremierowo album „Nagrobki na żywo 2019”: