– Kultura, która cię otacza, zawsze będzie miała wpływ na artystyczne przedsięwzięcia, ponieważ ucieleśniasz wszystko, z czym bezpośrednio stykasz się kulturowo. Nawet jeśli to ucieleśnienie przejawia się w jego przeciwstawnym lub lustrzanym odbiciu, próba zanegowania otaczającej kultury nadal będzie kształtowana przez nią samą – opowiada saksofonista i klarnecista Shabaka Hutchings, muzyk takich zespołów jak Sons of Kemet, Shabaka & The Ancestors i The Comet is Coming. Z tym ostatnim w sierpniu zagra w Katowicach na Off Festival.
Ciężko wyobrazić sobie brytyjską scenę jazzową bez takiej postaci jak Shabaka Hutchings. Ba!, ciężko wyobrazić sobie bez niego europejską scenę jazzową. Ten saksofonista i klarnecista od kilku lat współtworzy bardzo zróżnicowane gatunkowo zespoły takie jak Sons of Kemet – z którymi w ubiegłym roku wydał świetny album Your Queen is a Reptile, Shabaka & The Ancestors – londyńsko-johannesburskie połączenie sił, które w 2016 roku zaowocowało albumem Wisdom of Elders czy tegoroczny album Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery tria The Comet is Coming. Na każdym z nich eksploruje inne obszary muzyczne – The Ancestors i Sons of Kemet to zwrot w kierunku tradycji muzycznej i próba przedstawienia jej na nowo, często w bardzo osobliwym składzie. Ci drudzy to kwartet dwóch perkusistów i tubista, Theon Cross, który w tym roku również wydał bardzo dobry krążek Fyah. Komety z kolei to trio, w którym zelektryfikowany saksofon Shabaki spotyka się z syntezatorami Danalogue (Dan Leavers) i perkusją Betamaxa (Max Hallett). Jeśli dwa pierwsze składy sięgają do korzeni i są bardziej rytualne, o tyle trio zwraca się w stronę psychodelii, przestrzennych kosmicznych pasaży i pełnego polotu zespołowego grania. Ale to wierzchołek góry lodowej – Hutchings grał z The Heliocentrics, Mulatu Astatke, w Sun Ra Arkestra, z Yazz Ahmed, Hieroglyphic Being, Alexandrem Hawkinsem czy w składach koncertowych Floating Points i Polar Bear. Jego wszechstronność dostrzegalna jest wzdłuż całego globu – Downbeat określa go najlepszym eksportowym towarem Wielkiej Brytanii, Jazztimes wieści, że dokona muzycznej rewolucji. Na pewno Shabaka jest wyrazistym przedstawicielem nowej brytyjskiej sceny jazzowej, która prężnie rozwija się w ciągu ostatnich lat z takimi nazwiskami jak Moses Boyd czy Nubya Garcia na czele. Sam kuratorował też wydawnictwo im poświęcone – wspaniałą kompilację We Out Here, która daje szerszy ogląd na to środowisko. Jest też Shabaka zaangażowany w bieżącą rzeczywistość, co pokazuje tematyka Wisdom of Elders, ale też bardzo wymowny album Sons of Kemet z ubiegłego roku, który porusza niedoreprezentowanie płci w dyskursie społecznym, inspirowane zjawiskiem #metoo. Przede wszystkim jest to wybitny muzyk, który swoje horyzonty realizuje w kolejnych projektach, praktycznie co roku prezentując kolejne wydawnictwo i odsłonę swojej twórczości. W sierpniu Hutchings przyjedzie na Off Festiwal z The Comet is Coming – z tej okazji przepytałem go o ten i inne jego projekty, muzyczne początki, zaangażowanie społeczne i sytuację muzyków w Europie.
Jakub Knera: Jak zacząłeś grać? Gdy byłeś młody najmocniej siedziałeś w calypso i reggae.
Shabaka Hutchings: Zacząłem swoją podróż dość niefrasobliwie. Podobało mi się słuchanie popularnej muzyki wokół mnie. Dorastając na Barbados w młodości, zajmowałem się głównie muzyką calypso, soca, reggae i bashment. Ale tak naprawdę siedziałem po uszy w hip-hopie z połowy lat 90-tych, który był obecny w tym czasie. Dostałem klarnet, kiedy wyraziłem zainteresowanie graniem w szkolnym zespole. Chciałem tam grać, bo po prostu się nudziłem.
Moje upodobania i umiejętność interakcji z różnymi typami muzyków zmieniły się przez lata na wielu różnych płaszczyznach – mój rozwój w kierunku jazzu wcale nie wiąże się z radykalnym zerwaniem z tym czego słuchałem jako nastolatek, ale to raczej kontynuacja mojego głębokiego kontaktu z muzyką.
Dlaczego więc klarnet?
To był tylko przypadek nauczyciela wchodzącego do klasy, który spytał „kto chce grać na flecie prostym?”, bo najpierw nim się zajmowałem. Był otwarty nabór na szkolny zespół z klarnetem, kilkoma trąbkami, puzonami i kilkoma saksofonami. Nie mieli wielu klarnecistów, więc po grze na flecie prostym powiedział, że chce, abym zagrał na klarnecie.
Gra na instrumentach dętych jest bardzo fizyczna. Pamiętasz, jak zacząłeś grać?
Zrobiłem klasyczny dyplom. Sposób, w jaki gram teraz i wiele z tego, jak instrument ma być grany, pochodzi z klasycznej perspektywy technicznej. Ale ważne, żeby ten początek przekształcić w co innego na końcu. W Guildhall School of Music, gdzie studiowałem pod kierunkiem Joy Farralla i Andrew Webstera, uczono mnie mentalności w myśl której granie na saksofonie było głębokim ćwiczeniem fizycznym. Nie w taki sposób, aby grać głośno lub w niekontrolowany sposób, ale fizycznie w taki sposób, aby umiejętnie kontrolować ogrom powietrza w instrumencie i wykorzystywać jego całą energię. Możesz użyć go, aby brzmiał cicho, a jednocześnie miał w sobie cały zakres dynamiki i ekspresji – u podstaw tego cały czas nie leży działanie fizyczne.
W ten sposób widzę grę na instrumentach, która jest energetyzowaną wydajnością – zarówno gdy chodzi o grę głośno, cicho lub cokolwiek innego. Kiedy gram teraz, mam inne cele i inne oczekiwania niż wtedy, gdy grałem muzykę klasyczną. Chcę wytwarzać tę samą energię, ale osiągnąć inny rodzaj dźwięku na końcu.
Urodziłeś się w Londynie w 1984 roku, ale w wieku sześciu lat przeprowadziłeś się na Barbados, gdzie zacząłeś uczyć się grania na klarnecie. W wieku 16 lat wróciłeś do Wielkiej Brytanii, aby kontynuować studia w Birmingham, a następnie w Londynie. Jak Barbados wpłynął na ciebie jako muzyka?
Na Barbados nie było wielu czynników, które hamowałyby to, co muzycy powinni grać. Uczenie się klasycznej gry na klarnecie podczas występów w grupach calypso w czasie karnawału i granie na perkusji w tradycyjnych zespołach „tuk music” wydawało mi się całkowicie naturalne. Myślę, że ta postawa lekceważenia w tym jak określiłem się jako muzyk, została ze mną. Być może fakt przeżywania nieustannego szaleństwa energetycznego, jakim jest karnawał, wpłynął na intensywność, z jaką gram. Czasami wyobrażam sobie, że gram w energiczny sposób, który charakteryzuje większość moich projektów, ponieważ staram się pamiętać o radości, jaką przeżyliśmy w tym czasie na Karaibach.
Kultura, która cię otacza, zawsze będzie miała wpływ na artystyczne przedsięwzięcia, ponieważ ucieleśniasz wszystko, z czym bezpośrednio stykasz się kulturowo. Nawet jeśli to ucieleśnienie przejawia się w jego przeciwstawnym lub lustrzanym odbiciu, próba zanegowania otaczającej kultury nadal będzie kształtowana przez samą kulturę.
Co sprawiło, że skierowałeś się w stronę jazzu?
Kiedy przeprowadziłem się do Anglii w wieku 16 lat, spędziłem trzy lata w Birmingham, zanim zamieszkałem w Londynie. Spotkałem tam Soweto Kinch, który prowadził cotygodniowe jam session w okolicznej winiarni. Uczestniczyłem w tym co tydzień przez trzy lata. Możliwość zobaczenia tworzonej przede mną muzyki była niezmiennie ważną częścią podsycania zapału, który sprawiał, że chciałem zrozumieć jazz. Ponadto, dzięki ćwiczeniu i słuchaniu nagrań z Soweto, pomogło mi to lepiej określić, w jaką podróż chcę się wybrać.
Innym ważnym miejscem jest Cape Town i Johannesburg, gdzie grałeś dużo przez jakiś czas. Jaka jest ta scena? Jak wpadłeś na pomysł pomysłu na album Wisdom of Elders z Shabaka i The Ancestors?
Scena jest świetna, poza tym jest tam wielu wspaniałych muzyków o bardzo wyjątkowej charyzmie. Album powstał dzięki temu, że chciałem po prostu udokumentować niektóre muzyczne doświadczenia, które z nimi dzieliłem w 3-4 lata, które tam spędziłem. Chciałem też zobaczyć, co się stanie, kiedy zagrają moją muzykę. W jej tworzeniu rozważałem rolę, jaką starsi odegrali w kształtowaniu mojej muzycznej koncepcji. Poświęciłem więc muzykę na ich cześć.
A jak twoją muzykę ukształtowali zaproszeni goście?
Odkryłem, że muzycy o podobnych zdolnościach i temperamencie muzycznym mają szczególne podejście do pracy w studio. Liczy się każda sekunda muzyki, więc łatwość nagrywania albumu The Ancestors jest odzwierciedlona przez łatwość nagrywania Sons of Kemet i The Comet is Coming. Nowym aspektem było duże ograniczenie czasowe: mieliśmy siedem godzin na rejestrację całego albumu! Z Sons of Kemet nagraliśmy wszystkie albumy w ciągu dwóch dni, a z The Comet is Coming siedzieliśmy w studiu aż pięć. To był bardzo skoncentrowany powiew kreatywności.
Grając w każdym z tych zespołów na saksofonie, zyskujesz bardzo charakterystyczy głos. Jaki jest potencjał tego instrumentu w kontekście politycznym lub społecznym? Album The Sons of Kemet Your Queen is a Reptile jest bardzo potężny, szczególnie sekcja dęta jest bardzo mocna.
Instrument jest narzędziem dla muzyka. Jeśli ktoś może wyrazić się na instrumencie takim jak saksofon z taką samą mocą i skupieniem, ile potrzeba, myślę, że ten rodzaj mentalności jest bardzo inspirujący dla innych ludzi. Kiedy widzisz kogoś, kto poświęca się wyrażaniu w jakimkolwiek charakterze, ale zwłaszcza na instrumencie muzycznym, sprawia to, że ludzie zastanawiają się, jak sobie radzą w życiu i skupiają się na tym, co robią.
Ten album to rodzaj rodzaj ody dla kobiet, co możemy nawet zobaczyć w tytułach. Jedna – Ada Eastman – jest twoją prababką z Barbadosu. Jaki był impuls, aby to zrobić?
To dziwne, ponieważ w pewnym sensie, w rzeczywistości, w której to się wydarzyło, działo się to w całkiem statyczny sposób. Kiedy tworzę, musze mieć zarezerwowany czas na nagrania. Staram się pisać jak najwięcej w dowolny sposób. Ale zastanawiam się także, jakie inne problemy są wokół mnie: takie o których czytam, rozmawiam z ludźmi lub po prostu ogólnie myślę o nich.
Album jest połączony z pomysłami, które otaczają mnie w określonym momencie. Musiałem więc stworzyć album z koncepcją, o której myślałem – to był czas, w którym ruch #metoo zaczął naprawdę docierać do świadomości publicznej. Odbicie tego, co oznacza uznanie pracy niewystarczająco reprezentowanych kobiet, było duże w umysłach wielu ludzi wokół mnie. Ponadto #metoo odzwierciedla sytuację społeczności mniejszościowych w Wielkiej Brytanii i ta perspektywa jest związana z tym, jak widzimy nasze relacje ze strukturami władzy.
Niedostateczna reprezentacja kobiet funkcjonowała w muzyce jazzowej bardzo długo. Czy uważasz, że ta dyskusja zmieniła cokolwiek?
Myślę, że to się zmieniło – to jedna z kwestii, o których ludzie mówią. Pięć lub siedem lat temu byli ludzie, którzy uznawali to za problem, ale nie funkcjonowało to na szerszą skalę. Najczęściej po prostu padało pytanie „czym jest jazz? ” i nic ponadto.
Skoro mowa o jazzie to chciałem cię spytać o scenę brytyjską. W ostatnich latach jest imponująca, co świetnie podkreśla kompilacja We Out Here, która kuratorowałeś.
Myślę, że ta kompilacja najbardziej wyraża fakt istnienia grupy młodych ludzi, którzy są związani z muzyką, a muzyka staje się istotna dla ich techniki i gustów. To, co znalazło się na tym albumie, odzwierciedla wizerunek społeczności młodych ludzi, którzy w tej chwili wspierają jazz, naprawdę chcą go słuchać. Wychodzą i wspierają nas, tańczą do muzyki i dobrze się bawią. A mieszanka artystów dostarczających muzykę, którą publiczność chce usłyszeć, również poszerza słuchaczy, którzy zagłębiają się w historię jazzu. Jej poznawanie może dać im własną perspektywę na tradycję tworzenia.
Brytyjski jazz zawsze miał szczególny związek z amerykańską tradycją. Jest to postawa poszukiwania znaczenia lub tożsamości w widmie wielkiej amerykańskiej tradycji.
Czy Londyn jest ważnym centrum sceny?
Jest scena jazzowa, która zawsze zmienia się ze względu na liczbę ludzi, którzy przechodzą przez miasto. Inspirację odnajduję u muzyków, z którymi mogę się spotkać, ponieważ można znaleźć graczy funkcjonujących w wielu estetykach – kluczowe jest, żeby wiedzieć, gdzie szukać.
Czy to może się zmienić po Brexicie?
Nie wiem. W pewnym sensie nie. Jeśli dobra muzyka będzie tworzona w jakimkolwiek kraju, zostanie stworzona bez względu na to, czy muzycy odejdą z Wielkiej Brytanii czy nie. Prawdopodobnie Brexit zatrzyma przepływ młodych, rozwijających zespołów. Jednym ze sposobów, w jaki Sons of Kemet lub The Comet is Coming znaleźli się w sytuacji, w której są teraz, było podróżowanie po Europie, organizowanie koncertów za niewielkie pieniądze w małych klubach, supportowanie innych zespołów. Wtedy pieniądze nie grały roli – kluczowy był flow, z którym jechaliśmy samochodem przez cały kontynent. Brexit przyniósłby koszty wizowe, więc może to ograniczyć młode zespoły, aby zdobyć to doświadczenie i publiczność, aby je wspierać.
Myślisz, że byłeś i jesteś zapraszany na różne festiwale z powodu zróżnicowanej muzyki w składach, w których grasz czy dlatego, że ludzie po prostu wiedzą, co robisz i że twoje zainteresowania jest bardzo szerokie?
Myślę, że zawsze jest to kombinacja czynników. Istnieje element kuratorstwa w zakresie tworzenia programu, który działa, a także programów, które mają sens pod względem tego, co publiczność będzie doświadczać. Moja muzyka jest dość intensywna.
Dlatego jazz staje się coraz bardziej popularny wśród szerszej publiczności?
Jazz może być w dzisiejszych czasach interesujący dla młodych ludzi, jeśli zawiera elementy muzyczne, które im się podobają, które odciągają ich od piętna jego niedostępności – co wydaje się mieć miejsce w punkcie „jazz” w pewnym momencie.
Myślę, że balansowanie jako performer polega na ocenie, jakie elementy rezonują z publicznością, a jednocześnie prezentują artystyczną wizję dźwięku z pełną integralnością.
Jak znajdujesz się pomiędzy tymi różnimi elementami? Syntezatorowo-kosmiczna muzyka z The Comet is Coming, polirytmie z Sons of Kemet i zakorzenienie w scenie afrykańskiej z The Ancestors? Jak ważne jest dla ciebie poruszanie się między tymi różnymi światami?
Dla mnie muzyka polega na interakcji z jednostkami i pozwalaniu, by tradycje, które opanowali, połączyły się z moją muzykalnością. W pewnym sensie nie interesują mnie tradycje jako takie, tylko relacje międzyludzkie między różnymi artystami.
Sons of Kemet oraz Shabaka & The Ancestors to składy, które grzebią w historii?
To dwa zespoły, w których napisałem całą muzykę. To bezpośrednie odzwierciedlenie mojej walki o wynegocjowanie tego, czego się nauczyłem – języka muzycznego i sposobu komunikowania się. To jest akceptowalne dla rodzaju publiczności i rodzaju koncertów, które robimy. W muzyce zawsze piszę to, co jest jakąś próba wyartykułowania mojej pozycji obok tradycji. Zawsze będzie trochę trudności w negocjowaniu warunków tego, z czym mam do czynienia, równowagi tradycji i nowoczesności.
Z drugiej strony, gdzie w tym widzisz The Comet is Coming?
To zespół, podczas gdy dwie poprzednie grupy uważam za projekty, w których jestem liderem. Tam jestem osobą, która decyduje o kierunku i przepływie muzyki. Każdy w kreatywny sposób może dać z siebie jak najwięcej, ale jest to specjalna energia, która zdarza się, gdy masz indywidualną kontrolę. The Comet is Coming to zespół bez jednego lidera, który decyduje jak wszystko ma wyglądać – każdy z nas robi to w równym stopniu. Uważam, że w przypadku tego zespołu niekoniecznie skonstruowałem muzykę w taki sposób, aby pokazać mój związek z tradycją. Próbuję zagrać najbardziej odpowiednie rzeczy dla sytuacji.
To też o wiele bardziej zelektryfikowany skłąd.
Istnieje kilka poziomów różnic. Jednym z nich jest głośność – jest to głośny zespół, jest też w nim dużo przestrzeni. Jak tylko otrzymasz elektroniczne instrumenty, tworzy to inną energię, ponieważ nie chodzi o fizyczność.
W Sons of Kemet każda osoba na scenie robi coś fizycznego, jeśli chodzi o wytwarzanie dźwięku. The Comet is Coming jest bardziej konceptualny – to mózg, który decyduje o tym, co chce zobaczyć w muzyce. To zespół transowy. Dla mnie wyzwaniem jest być w stanie ocenić lub kontrolować moją fizyczność – potrafię zabrać muzykę tak daleko, jak chce jej bas elektroniczny.
To bardzo psychodeliczny zespół, co pokazuje nawet okładka Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery. Twoje zespoły mają też nietypowy skład: perkusja i syntezatory w The Comet is Coming, ale także tuba i dwa zestawy perkusyjne w Sons of Kemet.
Nawet o tym nie myślę. Zwykle jest to po prostu wzajemne napędzanie się muzyków lub tego, jaki będzie dźwięk. Dla mnie rozszerzony format, taki jak kontrabas, fortepian, bębny i róg jest świetny i działa, ale to tylko jedna kombinacja dźwięku. Połączenie dźwięku to połączenie osobowości, które tworzą te dźwięki. Jeśli staramy się zdobyć najpotężniejszą muzykę, musimy mieć najlepszą i najbardziej odpowiednią konstelację ludzi. Dla mnie historia muzyki wiąże się z pewnym rodzajem orkiestracji lub instrumentacji, ale najważniejszy jest efekt końcowy. Jeśli dźwięk, który słyszę w mojej głowie, wymaga dwóch instrumentów smyczkowych, czterech perkusistów, fagotu, waltorni i wokalisty – stworzę go właśnie takim. Nie ma znaczenia, czy jest on niekonwencjonalny w ujęciu historycznym.
Mówiąc o kombinacjach ludzi, twoje zespoły są obecne w bardzo różnych kontekstach. Dwukrotnie byłeś nominowany Mercury Prize, gdzie w 2016 i 2018 roku twoje projekty znalazły się na liście obok zespołów takich jak Radiohead, XX, Alt-J lub James Blake. Czy to dla ciebie ważne?
Oczywiście, przecież na koniec dnia wszyscy jesteśmy muzykami. Im więcej spotykam muzyków, tym więcej wiem o muzyce. Być może jako twórca skupiasz się tylko na jednym gatunku, ale kiedy spotykasz świetnych twórców, nie ma znaczenia, czy jest to muzyka rockowa czy elektroniczna. Ważne jest, jak są w stanie wyrazić siebie i kontrolować instrument lub medium, na którym grają. Dopóki możesz to zrobić, dla mnie nie ma znaczenia konkretny rodzaju muzyki. Wszystko, co słyszysz, to ktoś, kto w jakiś sposób jest w stanie się wyartykułować.
Atrybuty techniczne to kolejna rzecz – każdy może ćwiczyć tyle ile wlezie, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Z drugiej strony muzycy często są postrzegani w tej samej kategorii, ponieważ technicznie wiedzą, jak coś osiągnąć, ale dla mnie niekoniecznie jest to ważny element.
Mogę mieć więcej wspólnego z muzykiem punkowym, jeśli chodzi o to, co staramy się robić, niż z muzykiem jazzowym. Ponieważ w pewnym momencie naszego życia, ja i muzyk punkowy poszliśmy w różnych kierunkach, jesteśmy postrzegani jako dwie różne bestie, muzyczne stworzenia. Ale przecież jesteśmy tylko muzykami próbującymi wyrazić pewne prawdy muzyczne. Co to jest za gatunek lub jaki język jest używany, nie ma znaczenia – najważniejsze są emocje i uczucia z nim związane.
Shabaka Hutchings zagra z The Comet is Coming 2 sierpnia na Off Festivalu. Ich najnowszy album ukazał się nakładem Impulse! Records. Tu można go odsłuchać w całości.