Znane już na polskiej scenie nazwiska przekraczają kolejne granice minimalizmu i stadia jego redukcji. Mike Majkowski nagrywa najbardziej oszczędną ze swoich płyt, Lotto obiera kierunek elektroniczny, a Dynasonic transowe repetycje odziera z ornamentów do minimum.
Przez te albumy przewijają się te same nazwiska – kontrabasista Mike Majkowski poza solowym albumem od kilku lat współtworzy Lotto. Z kolei nazwisko Rychlicki pojawia się zarówno na Pix jak i na #1, tyle, że na pierwszej to Łukasz Rychlicki, gitarzysta, a na drugiej Mateusz – perkusista, obaj udzielający się m.in. w Kristen. To pewnie zbieg okoliczności, ale być może jest coś w tym, że na każdym z tych albumów dominuje wybitna oszczędność.
Postanowiłem posłuchać tych płyt w odwrotnej kolejności w stosunku do wydania, najpierw sięgając po Between Seasons Majkowskiego. Mającego przodków w Polsce, a urodzonego w Australii kontrabasistę, śledzę niemal od jego pierwszych płyt: gdy na albumie Tremolo eksplorował tytułową technikę gry, gdy tworzył pełną akustycznych dźwięków dronową powłokę z Jimem Denleyem jako Blip na płycie Dead Space, gdy mnożył instrumenty redukując ich formę na Neighbouring Objects, albo gdy powtarzalne reperycje uzupełniał subtelnymi ale wymownymi detalami na Swimming in the Light. To jeden z najzdolniejszych artystów w Europie. Jego muzyczna ścieżka wiedzie od redukcji brzmienia kontrabasu i uwypuklenia jego możliwości w repetycjach, przez namnożenie instrumentów, w celu stworzenia oszczędnej i spójnej formy, po minimalizację brzmieniową. Between Seasons, pierwszy, jego w pełni elektroniczny album to kolejny krok: powtarzalne motywy, stworzone bez użycia instrumentów akustycznych, które w ambientowej, lekko pulsującej formie bazują na czystym i minimalistycznym brzmieniu. Sygnałowe formy i dźwiękowe plamy, lekko wyczuwalne podoskórne uderzenia na „Glare” sprawiają wrażenie niemal muzyki tła, ale wysokie tony i ujawniające się sygnały trochę drażnią. „Hover” to nieoczywisty i przytłumiony bit w tle, jakby narracja zdawała się rozpędzać, chociaż finalnie bezmiar repetycji i redukcji hipnotyzuje, nie przynosi przełamania wątków. Majkowski dozuje dźwięki, bawi się formą i w najbardziej z radykalnych sposobów buduje narrację, cedząc dźwięki i jej składowe elementy. Rezygnacja z instrumentów na rzecz elektroniki pogłębia to wrażenie i unaocznia, że z innymi narzędziami radzi sobie równie doskonale i przekonująco. To cały czas jeden z najbardziej konsekwentnych i kreatywnych artystów, który nieustannie rozwija metodę „mniej znaczy lepiej”.
Krok dalej, najbardziej odmiennie w stosunku do dotychczasowych wydawnictw, wykonuje zespół Lotto, w którym poza Majkowskim na gitarze gra wspomniany Łukasz Rychlicki, a na perkusji Paweł Szpura. Tyle, że po Ask the Dust, Elite Feline i VV to nie tyle najbardziej możliwa redukcja do oszczędnego brzmienia ile wręcz redefinicja ich dotychczasowej twórczości. Pix bowiem powstał wyłącznie przy użyciu elektroniki i to nie w studiu ale na odległość, co z resztą jest przy słuchaniu wyczuwalne. „Darts” to odhumanizowana mechanika spod znaku Nissenenmondai, chociaż bardziej statyczna: prosty bit zostaje zabrudzony przez noise’owe rysy aż do finału, kiedy wszystko się rozprasza. „Afa” to basowe brzmienie i pojedyncze syntetyczne punkty bitów, okazjonalnie zabarwiane pogłosem. „Fat City” ma podobny zawiesisty klimat jak nagrania na Elite Feline, chociaż zupełnie inne wybrzmiewanie – tu znów Lotto pokazuje, że ważniejsze jest to co dalej: industrialne, quasi-ambientowe tło. Już niekoniecznie repetycja, co trwanie i rezonowanie dźwiękiem. Słychać podobieństwa z solowym albumem Majkowskiego, chociaż to praca zespołowa z malowanym, statycznym tłem i pulsującym bitem. Przełamaniem materii jest finał: „Mud” to noise’owa narastająca forma, odmienna od poprzednich utworów. Jednocześnie to zwrot i podkreślenia barwy i faktury dźwięku u Lotto. Zupełnie inne niż medytacyjne Elite Feline czy zróżnicowane, ale jednak przestrzenne VV. Intrygujące, bo otwierające muzykę tria na nowe doznania i nowe kierunki, ale też obiecujące, bo widać, że to skład, który nie osiada z pomysłami, ale cały czas intensywnie rozwija formułę, zmienia brzmienie i formę swojej muzyki.
Dynasonic to również skład, którego nie tworzą debiutanci – poza Mateuszem Rychlickim jest w nim wibrafonista Marcin Ciupidro z Robotobiboka, Mateusz Rosiński aka wrong dial oraz basista Adam Sołtysik z Pogodna. Na tle opisywanych wyżej wydawnictw, ich muzyka – dwa nie trwające dłużej niż 12 minut utwory, wydaje się najbardziej bogata i rozbudowana, a jednak to również ukłon w kierunku prostoty i minimalizmu. Perkusja Rychlickiego wybija tu rytmiczny kierunek, wokół którego narastają muzyczne repetycje: przelewający się bas z pogłosem, tlący się gdzieś z tyłu wibrafon, wszystko w lekko onirycznej otoczce. To pochwała rytmu, jego prostej formy, ale też umiejętnej konstrukcji budowania narracji, ponieważ w przeciwieństwie do powyższych, cały czas rozwija się tu forma – nie tylko z powodu kolejnych motywów, ale też sposobu gry, różnicowania barw dźwięku i narastającego napięcia (wspaniałe ambientowe i basowe plamy w okolicach siódmej minuty pierwszej strony, następnie wyszlifowane w procesie postprodukcji). Zarówno przy „D1” jak i „D2” ten umiejętny rozmach kompozytorski (jak na taki minimalizm) przykuwa uwagę do samego końca. Zaczyna się prostą formą, która ewoluuje, obrasta wokół tego samego motywu, a jednocześnie przyciąga drobnymi niuansami. Zarówno gdy generują główny motyw muzyczny, ale też gdy na dalszych planach ujawniają się efekty, które powtarzalnym elementom dodają kolorytu i głębi. W rezultacie dochodzi do osobliwego mariażu akustyki i elektroniki, wieloplanowo rozłożonym w czasie i przestrzeni. Dynasonic objawia się światu suitami pozornie prostymi, ale de facto bardzo rozbudowanymi i barwnymi. I w tym zestawie krótkich albumów przekonuje mnie najbardziej.
Lotto, Pix, Instant Classic
SŁUCHAJ: 🎶Spotify, 🎶Tidal, 🎶Deezer
Dynasonic, #1, Dym/Don’t Sit On My Vinyl
SŁUCHAJ: 🎶Spotify, 🎶Tidal
Mike Majkowski, Between Seasons, Endless Happiness
SŁUCHAJ: 🎶 Youtube