Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego jest mocno zakorzeniona w przeszłości, ale reaguje na teraźniejszość, która w temacie wielokulturowości świata wciąż nie wydaje się ustabilizowana.
Opowiedzieć o tym, jak doszło do nagrania i wydania pierwszej płyty Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego można na wiele sposobów. Pierwszy wiąże się z powstaniem Pogranicza – instytucji działającej w Sejnach od początku lat 90., której celem była opowieść o tym regionie za pomocą różnych działań społecznych i kulturalnych (pisałem o tym w tygodniku Polityka, swego czasu pisał też o tym New York Times). Drugi zwraca uwagę na to, gdzie jej założyciele trafili – do jesziwy, synagogi i gimnazjum hebrajskiego w centrum miasteczka, które niosą ogromny ładunek historii i tożsamości po Żydach, którzy przed wojną zamieszkiwali to miejsce. Trzeci to fakt, że w zespole nie grają akademicy i absolwenci szkół muzycznych, ale młodzież z Sejneńszczyzny, która właśnie dzięki Pograniczu rozwinęła swoje talenty. Wreszcie trzeba wspomnieć spektakl Dybuk, na którym Orkiestra zagrała po raz pierwszy, a po którym zeszła z desek teatralnych, aby koncertować w wielu miejscach Polski i świata. Trwało to bez mała dwie dekady, a zespół konsekwentnie nie dokumentował swojej twórczości w formie wydawniczej. Teraz ukazało się dzieło monumentalne, z ponad dwiema godzinami muzyki.
Na pierwszej płycie orkiestra interpretuje tradycyjne utwory, na drugiej gra z gośćmi z Polski i świata; obie wzajemnie się dopełniają. Gdy zespół sięga do spuścizny muzyki żydowskiej (ale nie tylko!), brzmi potężnie i przejmująco – począwszy od żydowskiego hymnu „Ein Keloheinu”, przez modlitwę „Ahawat Olam” towarzyszącą liturgii Maariv po liryczny nigun „Dwejkus”. Ale jest też nieoczywista, gdy czerpie z argentyńskiego tango „Mi Buenos Aires Querido” (w Argentynie znajduje się największa populacja Żydów w Ameryce Południowej), wykonuje w swoim zawadiackim stylu gruziński hymn „Szen Har Wenahi” albo zwiewny ukraiński taniec ludowy „Kołomyjka”.
Ponad dwudziestoosobowy zespół brzmi bardzo harmonijnie, jednocześnie zawodzi swoimi charakterystycznymi nostalgicznymi melodiami. Skład to niemal same dęciaki i chociaż jest tu miejsce na różne perkusjonalia (od bębnów po wibrafon) czy wiodący kontrabas i wyrazisty akordeon prowadzącego zespół Wojtka Szroedera, to właśnie ich charakterystyczne zespołowe brzmienie stanowi o sile tego materiału. Pograniczny band opowiada swoim podwórkowym językiem (co rozumiem jako przekaz prosty i szczery, bez patosu) historię przez pryzmat wielokulturowości, tej odległej od wielkomiejskich centrów. Ale nie tylko.
Ważnym punktem jest odwołanie do chasydzkiej nowej fali w „Satmar Hafakos”. To scena, która kształtowała się w Stanach Zjednoczonych w latach 80. i 90. (tzw. second klezmer revival), ale też w Polsce w ciągu ostatnich dwóch dekad, a utwór to łącznik z drugą płytą w zestawie. Pojawiają się na niej goście: David Krakauer, Frank London, Michael Alpert, Mikołaj Trzaska (z którym orkiestra nagrywała już muzykę do filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego) i Raphael Rogiński. To efekt cyklicznych spotkań Tratwa Muzykantów, a ramach których sejneńska orkiestra grała autorskie (zazwyczaj) kompozycje zaproszonych gości. Więcej w nich frywolności, nieokiełznanego szaleństwa i improwizacji. Słychać jednocześnie szeroki wachlarz inspiracji. Krakauer otwiera przebojowym „Keepers of the Flame”, czujnie prowadząc linię dęciaków, gdy sam gra na klarnecie, aby zaraz zmienić się w wielką improwizującą i chybotliwą orkiestrę w przejmującym „The New Year After”. W niej część instrumentów wygrywa miarowy dźwięk, a perkusja i nowojorski klarnecista na pierwszym planie frazują, wchodząc na wysokie rejestry.
Michael Alpert jest najbardziej ludyczny – od „In Drojsn Gejt A Drobinker Regn” po wyśpiewany chóralnie przy akompaniamencie bębnów „Jadą Chsydim do góry”. Frank London z kolei przekornie patrzy na tradycję, kiedy ucieka w tajemnicę, sonorystyczny szelest instrumentów i basowy drugi plan w mrocznym „Abspiel Far Di Mekhutonim”. Ta wielowątkowa suita chasydzka jest jednym z najmocniejszych i najbardziej porywających momentów na płycie, w którym łączy się zarówno płynne zespołowe granie, jak i koherentne improwizowanie. „Rzezak Tanc” Raphaela Rogińskiego to wyraz melancholii, podyktowanej m.in. charakterystycznym brzmieniem gitary muzyka, ale też frapującym dialogiem z wibrafonem Mikołaja Pola i trąbką Kacpra Szroedera.
Jeśli pierwsza płyta orkiestry to obraz zespołowej gry i czerpania z tradycji, druga jest popisem otwartości młodych muzyków i podoba mi się nawet bardziej. To pole do improwizacji, a jednocześnie inny wyraz podejścia sejneńskiego zespołu do tradycji muzyki żydowskiej, która jest eksplorowana na wiele sposobów. Te dwa oblicza układają się w jej złożony obraz: mocno zakorzeniony w przeszłości, ale reagujący na teraźniejszość, która w temacie wielokulturowości świata wciąż nie wydaje się ustabilizowana. Duch przeszłości spotyka się tu z duchem naszych burzliwych czasów, a zespół z tych dwóch wizji obiecująco wyciąga esencję.
Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego, Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego, Wydawnictwo Pogranicze.
PS. Poza wysłuchaniem obu płyt, warto stanąć z zespołem twarzą w twarz na żywo, latem w Sejnach, kiedy orkiestra w Białej Synagodze gra kilka razy w tygodniu. Wtedy ta geograficzna i duchowa podróż zyskuje na głębi.
Kup płytę: pogranicze.sejny.pl/