Być może Kciuk and the Fingers są jednym z najbardziej efemerycznych trójmiejskich zespołów. Pojawiają się i znikają. W 2008 roku wygrali konkurs dla młodych zespołów Uchodrom, rok później wydali swoją debiutancką płytę, która sumowała ich dotychczasowe dokonania. Na kolejny materiał kazali czekać aż trzy lata – dopiero po takim czasie ukazał się Inekz Eikzjetnadt. Potem Kciuki okazjonalnie grały koncerty, ich skład uległ przetasowaniu, czasem sobie o nich przypominałem, a czasem zupełnie nie wiedziałem, czy w ogóle jeszcze istnieją. Aż nagle gruchnęła wieść, że przygotowują nowy album – w końcu, po sześciu latach ukazuje się ich trzecie wydawnictwo Puszcza.

Pozornie tylko osiem utworów, ale w sumie niemal 40 minut muzyki. Jak na ten zespół to wystarczająco, tym bardziej że Kciuki grają już coś innego. Nadal ich muzyka to skrzyżowanie instrumentów dętych, gitary elektrycznej, syntezatorów, gęstego groove’u czy specyficznego brzmienia perkusji, które niemal cały czas bazuje na quasi-marszowych uderzeniach w werbel. Kwartet sprawia wrażenie jakby się trochę uspokoił. Nie ma tu już szalonego, bliskiego stylistyce d’n’b rytmu, nie ma psychodelicznych pasaży, nie ma też wokali. Puszcza to dzieło wyłącznie instrumentalne, czasem bardzo nostalgiczne. W „San Remo” gitara brzmi bardzo hawajsko i taki sielski, nawet wakacyjny klimat przebija się przez to nagranie cały czas. Nie ma tu muzycznych zrywów czy zmiennej dynamiki. Kciuki złagodniały, ale przez to ich muzyka zyskała na spójności. Dęciaki czasem są przepuszczane przez efekty, klawisze malują dźwiękowe wstęgi w tle. Saksofon Dawida Chmielewskiego i trąbka Krzysztofa Hirsza ciekawie wzajemnie się przeplatają. Pomimo bardzo mocno odczuwalnego jazzowego posmaku, nie jest „Puszcza” łatwa do jednoznacznego sklasyfikowania pod tą estetyką. W każdym utworze bardzo dużo się dzieje. Wspomniane „San Remo” jest tego bardzo dobrym przykładem – melodyjny początek w drugiej części przechodzi do coraz wolniejszego finału z wysuwającą się na pierwszy plan trąbką. Pomysłów nie brakuje.

Nie idą jednak Kciuki wyłącznie drogą przyjmnych melodii – „Tomek”, który rozwija się bardzo długo i powoli, w pewnym momencie nabiera przestrzeni i kosmicznego charakteru, z wspaniałą kaskadą dęciaków, które ciekawie przełamują tę formę, aby nieco zboczyć ze szlaku i pokazać możliwości poszczególnych muzyków. Także wtedy gdy w finale do głosu dochodzą klawisze i gitara, a zespół pokazują swoje najbardziej wyraziste i potężne oblicze.

Ciężko o Puszczy powiedzieć, że jest rewolucją w twórczości tego zespołu bo i specyfika funkcjonowania kwartetu nie sprawia, aby na coś takiego czekać. Kciuki trochę okrzepły, nie są już tak rozszalali, a jednocześnie bardziej kompleksowo są w stanie spojrzeć na swoją muzykę. Wyciągają z niej co lepsze wątki, aby utkać spójny i ciekawy materiał.

Kciuk and the Fingers, Puszcza, wyd. własne 2018.