Na profilu bandcamp projektu Totally Together czytam, że jego ideą jest kolekcjonowanie dotychczasowych pomysłów i muzycznych fantazji. To cecha wspólna wielu artystów, którzy często poruszają się pomiędzy różnymi światami, czerpią inspiracje z wielu stron i przekuwają je w muzyczne pomysły. „Take Off” to debiutancki album nagrywającego pod tym szyldem Romana Wróblewskiego, ale przed trzema laty muzyk wydał już trzyutworową epkę. W międzyczasie udzielał się w zespole Enchantia czy Dub Whale, a jednocześnie mocno inspiruje się muzyką klasyczną spod znaku Bacha czy Chopina ale też jazzem. Wiele z tych wpływów na „Take off” jest bardzo wyraźnie odczuwalnych. Najważniejszy, elektroniczny idiom, napędza cały materiał za sprawą wyrazistych bitów, wspartych melodyjnie brzmiącymi syntezatorami.

Otwierający płytę „Delicious” wyróżnia się mocnym groovem i swego rodzaju transowością, być może nie tak odległą pierwszym dokonaniom Aphexa Twina. Z kolei „Come Closer” bliżej już do piosenki, z resztą towarzyszy jej wokal, zmodyfikowany autotunem (niestety tekstowo pozostawiającym sporo do życzenia). Ten dualizm piosenka-eksperyment, elektronika-klasyczne brzmienie jest obecny przez całą resztę materiału – raz robi się melodyjnie i piosenkowo, za chwilę bardziej elektronicznie i eksperymentalnie. Do tego swoje dodają partie pianina, obecne raczej w tej najbardziej z klasycznych form ale też sample, różnej maści – od dźwięków jazdy na deskorolce po dziecięce odgłosy. Ten brzmieniowy kolaż najwyraźniej słychać chyba w „DSK”, ale nie do końca jest on zrozumiały – narracja łamie się, kolejne pomysły się pojawiają, ale w pewnym momencie utwór robi się zbyt ciężkostrawny, bo i nie wiadomo jaki kierunek jest tu najważniejszy.

„Take off” to układanka składająca się z wielu elementów. Zbyt wielu. Są tu brzmieniowe ekspetymentów z dźwiękiem, które Wróblwski z jednej strony ubiera w piosenkową formę, a z drugiej szaleje z pomysłami, przez co często w obrębie jednego utworu dzieje się zbyt wiele. Utworów jest zaledwie 8, a wydaje się pomysłów w nich ukutych spokojnie starczyłoby na dwa razy tyle. Jak w „Mada 13”, który na końcu jest zupełnie czym innym niż na początku, ale wcale nie świadczy to na jego korzyść, bo brakuje tu flow, powietrza, dramaturgii i narracji, a może po prostu uszczuplenia w warstwie pomysłów. Często wydaje się, że fascynacje poszczególnymi brzmieniami są tak wielkie, że autor chce możliwie jak najwięcej umieścić ich na płycie, ale w efekcie ten pomysł się nie sprawdza; przesyt nie wciąga, a czasem nawet męczy. Natłok pomysłów pozbawia materiał lekkości i klarowności. Nawet jeśli pojawiają się ciekawe melodie czy rozwiązania to gubią się w nadmiarze wątków Szkoda, bo instrumentarium i ciekawe zalążki koncepcji mogłyby posłużyć za zgrabny i wciągający materiał. Bo przecież nie wszystko musi „całkowicie razem”, a większa selekcja pomysłów i spójność materiału, zadziałałaby na jego korzyść.

Totally Together, Take Off, wyd. własne 2018