Ampacity idą za ciosem i raptem rok po długogrającym albumie „Superluminal” prezentują kolejny materiał – krótszy i taki, który należy traktować raczej jako łącznik między wspomnianym wydawnictwem, a nowym składem, który od tej pory będzie tworzyć bez klawiszowca, Marka Kosteckiego. „The Sum of All Flaws” to raptem trzy kompozycje i nieco ponad 21 minut muzyki. Cechuje je przede wszystkim inna metoda powstania, ponieważ zespół skomponował je przed wejściem do sali prób, a nie podczas wspólnych spotkań. Słychać to w ich brzmieniu, nieco prostszym i nie tak progresywnym jak poprzednie wydawnictwo. Być może właśnie kompozycyjnie zespół stoi w rozkroku między swoimi dwoma dotychczasowymi albumami. Robi krok dalej w stosunku do debiutu, a jednocześnie idzie na ugodę ze swoimi zapędami w postaci łamania rytmu czy wplataniu zbyt wielu wątków w strukturę jednego utworu. Nie jest to jednocześnie regres – dla mnie „The Sum of All Flaws” jest nawet nieco lepiej przyswajalna niż „Superluminal”. Otwierający płytę utwór nadaje się wręcz na radiowy singiel, mimo że brakuje mu liryków. Jest intensywny, zwarty, a jednocześnie w twórczość Ampacity wnosi dozę świeżości. Podobnie jest dalej – wyraźna linia rytmiczna służy muzykom do budowania sążnistych riffów, melodii i licznych zabarwień w postaci innych instrumentów. Dobrze słychać to w „Templo Mayor” gdzie pomimo pierwszoplanowych partii gitar, klawisze Kosteckiego ciekawie malują detale i drugi plan. Ampacity nieustannie pną się do przodu, bo z „Superluminal” skręcają tu trochę w bok. Co cieszy, bo po co deptać ponownie tą samą drogą, skoro można szukać w innych miejscach. Gdzie ich to zaprowadzi dalej? Na tę odpowiedź musimy jeszcze trochę poczekać.

Ampacity, The Sum of All Flaws, Instant Classic, 2016.

Jakub Knera