Babooński nie ma sobie równych. Na pewno nad morzem a może i w całej Polsce. Jego fascynacje footworkiem i juke są znane od dawna, ale mało kto tak jak on swobodnie czuje się pomiędzy tymi gatunkami. Muzyk jest w stanie stworzyć wciągające i pulsujące utwory, które zwracają uwagę mnogością nawiązań i ciekawych brzmień. Jednocześnie jego muzyka nie przytłacza, Baboon nie stawia jedynie na formę, ale inteligentnie buduje treść kolejnych kompozycji. Dominuje w nich imprezowy i rozrywkowy charakter, ale jednocześnie jest to inteligentna muzyczna układanka, która rozszalałą rytmikę potrafi połączyć w symbiozie z ciekawymi melodiami.

„The Lizard King” jest materiałem mocno zróżnicowanym – sam tytułowy utwór wodzi za ucho wygrywaną od początku melodyjką, która później zespala się z kolejnymi elementami. Ależ wspaniale składają się tu partie klawiszy i zawadiackiej gitarki! Baboon zręcznie miesza sample i wplata w nie fragmenty instrumentów, które brzmią czasem trochę orientalnie, a w tym samym momencie wielkomiejsko. Chicagowskie wpływy są tu bardzo mocno odczuwalne, a jednocześnie artysta zręcznie kreuje swój charakterystyczny sznyt. Muzyka jest rozedrgana, pełna pomysłów, ale też chwytliwa i spójna, nie jest ciężka jak często zdarza się w przypadku przeładowań w footworku i juke. Może też dlatego Baboon po raz kolejny decyduje się na epkę a nie pełnowymiarowy album. Bo wyczerpująco jest w stanie stworzyć płytę kładąc nacisk na jakość a nie ilość.

Rhythm Baboon brzmi jakby mielił dyskotekowe szlagiery, zmieniał ich tempo i rytm, żeby wypluć zupełnie nowe twory. Poza rytmiczną warstwą, świetnie funkcjonują tu wokalizy – pocięte, we fragmentach, zsamplowane synchronizują się z muzyką. Okazjonalnie pojawiają się spokojniejsze partie, ale całość jest mocno rozedgrana. Baboon wprowadza w polską elektronikę doze powietrza – nie opiera się na sprawdzonych patentach i nie wpada w fascynację techno, które w ciągu kilkunastu miesięcy zostało do bólu wymęczone. Jednocześnie nie brnie w kierunku ciężkiego elektronicznego brzmienia, pełnego mroku. Jego utwory mają lekkie i letnie brzmienie, są chwytliwe i pociągają swoją nieoczywistością. Kto podejmie wyzwanie? Dla Gdańska to znów wyjście z getta, jak wieścił autor w tytule poprzedniej płyty. Nic do tej pory się nie zmieniło i trzeba było czekać na płytę Baboona, który póki co w wyścigu na to jak świeżo, chwytliwie i inteligentnie może brzmieć muzyka elektroniczna nie ma konkurencji.

Rhythm Baboon, The Lizard King, U Know Me Records, 2016.

Jakub Knera