– Chciałabym, żeby w moich rysunkach były różne emocje, te dobre i te złe. Słowo „urocze” jest bardzo pojemne – może w nim być zawarty smutek, melancholia, lekkość. Czasem niektórzy zwracają uwagę, że to, co robię, wcale nie jest śmieszne. Ale ja nie mam ambicji, żeby to było śmieszne, bo śmieszność nie jest najważniejsza. Ważniejsza jest właśnie urokliwość – opowiada Magdalena Danaj*, rysowniczka, autorka strony Porysunki.

Fotografia: Renata Dąbrowska

 

JAKUB KNERA: Dużo ludzi do ciebie pisze, komentując twoje rysunki?

MAGDALENA DANAJ: Teraz już nie, bo wyłączyłam opcję wysłania do mnie wiadomości na facebooku. Ale nadal można do mnie pisać maile, adres jest ogólnodostępny.

Były takie momenty, kiedy wiadomości było sporo i prowadziłam ciekawe rozmowy z osobami, które oglądają moją twórczość. Jeśli pisali mężczyźni to z podziwem, ale bez zwierzania. Kobiety natomiast bardzo się dziwią, że je rozumiem! A ja wcale nie wiem, czy tak jest, zawsze mam wrażenie że to przypadkowe, że coś mi się „udało”. Boję się stwierdzić, że jesteśmy takie same albo na tyle podobne, że wystarczy napisać okrągłe zdanie i wszystkie kobiety się z nim identyfikują. Czy to świadczy o tym, że jestem geniuszem w rozpoznawaniu emocji (śmiech), czy że faktycznie jesteśmy takie same? A to byłoby lekko smutne.

To nie jest właśnie przyczyna popularności twojego projektu Porysunki? Fakt, że postrzegasz i odczuwasz rzeczywistość w sposób, z którym utożsamia się wiele osób.

Ale nie mam takiej świadomości – tworzę je spontanicznie. Czasem napiszę jedno zdanie, które gdzieś uchwyciłam, do niczego się nie odnosi i jest wyrwane z kontekstu, a nagle wszyscy nadają mu nowe życie. Rysunek rysunkiem, ale dla mnie najważniejszy jest tekst. Ostatnio miałam wystawę w Inowrocławiu, na którą przyjechała świetna dziewczyna z Torunia, która powiedziała, jak niesamowite jest to, że ja ją tak bardzo rozumiem i nie wie, jak to w ogóle możliwe. Nie wiem, co robić z takimi sytuacjami, lubię rozmawiać z kobietami i mężczyznami, ale trochę się w tym nie odnajduję. Szczególnie, że mi także wydawało się, że jestem taka jedyna, niepowtarzalna i nikt nie czuje tak jak ja. A jednak – inni mają podobne spostrzeżenia.

Ciężko identyfikować rysunki z tobą, nawet jeśli pojawiające się tam historie ci się przydarzyły.

Kiedyś byłam chyba bardziej autobiograficzna, teraz jak zaczynam coś rysować to wynika to najczęściej z przypadku, wychodzę od jakichś nieistotnych słów czy sytuacji i buduję z tego obraz. Wcześniej faktycznie bardziej opierało się to na przeżyciach moich i znajomych, a ja tylko to parafrazowałam. A ty, odbiorca, co sądzisz o moich rysunkach?

Podoba mi się w nich to, że są ironiczne i komentują relacje z przekąsem, czasem dogryzają, ale jednocześnie żadnej konkretnej osobie. Przez to, że opisywane historie przydarzają się wielu osobom, można się z nimi identyfikować. Jednocześnie potrafisz odciąć się od swoich bohaterów, dystansujesz się od nich. Patrząc na obrazki, nie widzimy w nich Magdy Danaj, chociaż wiadomo, że mogło ci się to przydarzyć.

To, że tak wielu ludzi do tego ciągnie to fantastyczne i pokazuje, jak wielka jest siła rysunku. Patrzę na różnych twórców i wydaje mi się, że rysunek teraz stał się bardzo mocnym przekazem, oczywiście dzięki internetowi.

Bo jest krótki, wizualny i szybko się go czyta?

Tak, ale z drugiej strony internet mnie irytuje – wszędzie są memy i ludzie łączą wszystko ze wszystkim. Męczy mnie to, mam przesyt, buntuję się i przestaję klikać w te linki, które obiecują mi super hiper śmieszne rzeczy. Nie o sam śmiech mi chodzi w życiu. Potrzebuję czegoś więcej.

Magdalena Danaj / Porysunki
Magdalena Danaj / Porysunki

Uciekasz od mówienia o sobie „artystka”.

Uciekam od mówienia o sobie w jakikolwiek sposób. Blogerka, artystka, rysowniczka satyryczna – ok, jestem wszystkim po trochu, ale w sumie na nic nie mogę się zdecydować. Nie należę do grona artystów-plastyków, bo nie ukończyłam Akademii Sztuk Pięknych. Nie czuję się blogerką, nie zarabiam na blogu, nie utrzymuję kontaktu z odbiorcami, nie znam nawet specjalnie żadnych blogerów. Wszędzie czuję się trochę obok. Jak się ktoś spyta, co robię – jak moja mama, która nadal nie do końca wie, na czym polega moja praca – to nie wiem, co odpowiedzieć. Mówię: rysuję. A gdy spytają mnie, co rysuję, to wolę po prostu pokazać, czym się zajmuję.

Spróbujmy: co rysujesz?

No właśnie! Rysuję, co chcę. Podobno ktoś napisał już pracę magisterską o moich rysunkach, chciałabym ją przeczytać. Ktoś powinien mi powiedzieć, co ja robię. Ty mi powiedz! Nie umiem się nazwać, ale to fajne, bo nie nakłada to na mnie żadnych ograniczeń.

Zależy ci na relacji z czytelnikiem?

Uciekam od niej. Ludzie przeżywają moje historie, ale ja nie mam z nimi kontaktu, nawet jeśli czasem zdarzy się wymiana maili. Wolę jakość nad ilość, a poza tym nie mam na to fizycznie czasu. Teraz puszczam moje rysunki wolno, żeby żyły własnym życiem. Nie zależy mi, żeby odbiorca zrozumiał mnie tak, jak chcę, nawet jestem zaciekawiona w jakim kierunku ta interpretacja może się rozwinąć. Niech każdy robi z nimi to, na co ma ochotę.

Jak zaczęła się twoja przygoda z rysowaniem? Podobno z nudów na zajęciach z filologii polskiej.

Zawsze trochę rysowałam, już od podstawówki. Najpierw były to same księżniczki. Typowe. Rysowanie było dla mnie zawsze przyjemnością i czymś naturalnym. Nikt nie powiedział mi, że robię to wyjątkowo dobrze, aż na studiach zaczęli się mnie pytać, dlaczego nie pójdę na Akademię Sztuk Pięknych, dlaczego tyle rysuję. Pamiętam, że wtedy wybuchła era blogów, więc stwierdziłam, że zacznę rysować i publikować. Najpierw dla zabawy, tym bardziej że zachęcał mnie do tego mój ówczesny chłopak.

Magdalena Danaj / Porysunki
Magdalena Danaj / Porysunki

Nie żałowałaś, że nie poszłaś na ASP?

Może trochę żałuję, że ominęło mnie coś dobrego, że nie poznałam środowiska, że jestem od niego oderwana, a mogłoby dawać mi wsparcie i mogłabym się wiele nauczyć. Ale z drugiej strony, dzięki temu nie czułam żadnej presji, nie miałam kompleksów, nie miałam konkurencji, bo nikogo nie znałam. Rysowanie w takiej pustce ma swoje dobre strony, robisz tylko to, co czujesz. Skończyłam filologię i nie wiedziałam, co robić po studiach.

Zaczęłaś rysować?

Pierwsze rysunki były straszne – pokazywałam je i się wstydziłam. Głównie obcy ludzie mówili, że są w porządku. Pracowałam wtedy w korporacji – to był jedyny taki rok w moim życiu – i rysowałam hobbystycznie. Potem rysunki zaczęły się pojawiać w trójmiejskiej „Gazecie Wyborczej” i uwierzyłam, że mogę to robić.

Gdy odeszłam z firmy, okazało się, że jestem w ciąży i musiałam coś wymyślić, więc stwierdziłam, że będę utrzymywać się z freelancerki – od tego momentu nie pracuję dla nikogo i po prostu rysuję.

Unikasz polityki.

Kiedyś zdarzało mi się komentować polityczne rzeczy. Rzadko, bo uważam że to nie moja bajka – jestem bardzo zaangażowana emocjonalnie w wydarzenia na świecie, ale na tyle mocno i na tyle mnie to smuci, że nie potrafię się z tego śmiać. Zostawiam to innym, tym bardziej, że ostatnio tworząc kontrowersyjny rysunek, zobaczyłam jak inaczej zadziałał niż to, czym zajmuję się dotychczas. Ludzie się podzielili, zobaczyłam to po raz pierwszy. Do tej pory nigdy nie miałam poczucia krytyki i negatywnych emocji, a ten, zabarwiony politycznie przekaz pokazał, jak mocne są nastroje wokół kwestii społeczno-politycznych.

Do tej pory identyfikować mógł się każdy, w tym przypadku odbiorca jest postawiony po jednej albo drugiej stronie. Potrafimy się śmiać z relacji damsko-męskich, ale z politycznych już niekoniecznie, bo ktoś czuje się konkretnie oceniony?

To jest coś, czego trochę się boję. Jestem osobą, która zamiast wyznawać ślepo jakieś zasady albo robić coś w ich imię, woli je łamać i burzyć. Nie ma niczego takiego, co „powinno się” zrobić. Co jest „jedynie słuszne”.

Zamykamy się w swoich szufladkach i jak ci ktoś do niej wejdzie i powie, że jest tam brudno, to się obrazisz. Za bardzo klasyfikujemy ludzi, ze względu na preferencje polityczne, orientację czy upodobania żywnościowe. Kogo to obchodzi? Za bardzo próbujemy się wszyscy nazywać i przez to mocno bronimy swojego terytorium, co mnie bardzo martwi. Wydawało mi się, że Polska bardzo szła w kierunku otwartości, a nagle zrobiła kółko i zawraca. Może nie tylko Polska.

Może bronimy swojego terytorium, bo czujemy się niepewnie i jesteśmy niepewni swojej tożsamości? Mówisz, że nie masz potrzeby nazwać się artystką, satyrykiem czy kimkolwiek innym i ci to nie przeszkadza.

A ludzie uwielbiają kogoś nazwać! Chcą wiedzieć: kim ty w końcu jesteś? Muszą wiedzieć: czy jesteś hetero, bi, czy jesteś lewicowcem czy prawicowcem, czy twój tata był w Solidarności, czy jesz mięso? A jak nie jesz, to dlaczego? Może dlatego moje rysunki przyciągają ludzi. Bo w relacjach miłosnych i przyjacielskich emocje są zawsze podobne – prawie każdy może się z nimi identyfikować. Więc kiedy wrzuciłam rysunek o polityce, to ktoś zauważył „o nie, tu też wkracza polityka”. Czyli są takie oazy, gdzie nie musimy się deklarować? Deklaracje są trudne.

Magdalena Danaj / Porysunki
Magdalena Danaj / Porysunki

Jak reagujesz na tak duży odbiór?

To miłe, cieszę się z tego, ale często myślę, że to „tylko” internet. Doceniam to, co udało mi się zbudować, ale mam jeszcze dużo pomysłów, za które nie wiem, jak się zabrać – to mi spędza sen z powiek. Rysunki w sieci, wrzucone od tak, mają dużo odbiorców, ale i krótki i niewdzięczny żywot. No chyba że ktoś zechce je powiesić sobie na ścianie, co mnie zawsze bardzo cieszy. Dlatego zresztą zaczęłam je sprzedawać. Żeby pozostało coś namacalnego. Są rzeczy, które chcę rozpowszechniać poza internetem, takie, którym muszę poświęcać więcej czasu. Zazwyczaj pracuję bardzo szybko – to, co robię powstaje ekspresowo i wylatuje z mojej głowy.

Czyli do perfekcjonizmu ci daleko?

Nie mam takich ambicji. Są ludzie, którzy pewnymi rzeczami się nie zajmują, ponieważ uważają, że nie zrobią tego tak idealnie, jak by chcieli. Ja nigdy nie miałam z tym problemu, bo wydawało mi się, że to wszystko jest tak nieidealne, że mam to w dupie i jakoś się w to wpasowuję. Nie muszę być świetna, wystarczy, że będę miała z tego radość i energię do dalszego działania. Lubię coś szybko zrobić, oddać i o tym zapomnieć. Iść dalej. Potrafię pracować jak karabin, chociaż cenię sobie coś namacalnego, co zostaje na dłużej. Coraz częściej o tym myślę i ku temu się skłaniam.

Masz na myśli dłuższą formę?

Tak, chociaż bardzo trudno przychodzi mi planowane i rozkładanie pracy w czasie. Dlatego internet jest cudownym miejscem, gdzie mogę coś szybko opublikować, nacieszyć się tym, że jest odzew, a potem zapomnieć i iść dalej. Mam w głowie pomysł na książkę dla dzieci o poważnych sprawach, ale strasznie długo się za to zabieram. To ma być poważny temat w lekkiej formie, a dodatkowo mam swoje od lat pomysły na komiksy.

Komiksy czy powieści graficzne?

Komiks rozumiem jako coś tematycznie mi odległego, związanego z przygodowością, fantastyką, z rozrywką, superbohaterami i dynamiczną grafiką. Obecnie wiele osób próbuje to odczarować i stąd słowo powieść graficzna. Jeśli czytam komiksy to obyczajowe – więcej tam ilustracji niż tekstu. Zwykle koncentrują się na głębszych analizach, trudnych tematach. Tekst jest dla mnie bardzo ważny, a w klasycznych komiksach nie ma miejsca na literaturę, to głównie akcja.

Powiedziałaś, że nie traktujesz swoich obrazków w internecie poważnie. Ale żyjemy w czasach, kiedy ludzie publikują w mediach społecznościowych posty o oczywistościach, nawet o tym, że pada śnieg.

Dlatego nie do końca przykładam dużą wagę do tych lajków czy opinii, że coś jest zajebiste. Ludzie tak samo oceniają i udostępniają np. zdjęcie psa sikającego na różowo jak i super inteligentny rysunek kolegów czy koleżanek po fachu. Mam świadomość, że internet i lajki budują moją markę, że mam zlecenia i moja kreska jest rozpoznawalna. Ale wiem też, że są ludzie, którzy zobaczą to, co zrobię i potraktują to jako jedną z kilkuset grafik, które tego dnia zobaczą w internecie. Zupełnie ich nie interesuje, kto to robi i dlaczego.

Znajomi nie boją się, że to co mówią, przeniesiesz na obrazki?

Starzy znajomi się przyzwyczaili. Zresztą wiedzą, że jeśli już ukażę ich historie w rysunkach, to nie jeden do jeden, ale sparafrazowane, zmienione, w innym kontekście. Najczęściej to, co innym wydaje się takie zabawne i myślą, że mogłabym wykorzystać, dla mnie nie jest ciekawe. To, co przychodzi mi do głowy, powstaje z niczego, a raczej czegoś, czego nikt nie wyłapał, zostało gdzieś wypowiedziane w środku, między słowami. Ale mi wryje się w pamięć. To, co jest ewidentnie dla wszystkich śmieszne, nie jest dla mnie atrakcyjne. W tym czymś musi być trochę ironii, czegoś, co sprawi, żeby się nad tym zatrzymać.

Jak ważna jest ironia?

Kiedyś była całą mną. W podstawówce i liceum miałam przyjaciółkę, z którą byłyśmy Mistrzyniami Ironii – tak się nazywałyśmy. Chłopcy się nas chyba nawet bali. Ale wyrosłam z tego. Nadużywanie ironii nie pozwala na nawiązywanie szczerych relacji. Nie wiesz, co myśli o tobie druga osoba, bo zakrywacie wszystko maskami. Jeśli teraz jestem ironiczna to nie w personalny sposób – kiedyś, jeśli wbijałam szpilę to była radość, teraz tak nie jest. Zdarza się, ale nie jest moim celem. Ironia zostaje w rysunkach i nie jest bezpośrednia.

Magdalena Danaj / Porysunki
Magdalena Danaj / Porysunki

Potrafimy się z siebie śmiać?

Mam nadzieję, bo wydaje mi się, że coraz mniej jesteśmy zdystansowani do różnych rzeczy.

Skoro w twoich rysunkach jest tyle kobiet, jesteś feministką?

Oczywiście. Jestem za tym, żeby kobiety i mężczyźni mieli równe prawa oraz obowiązki. Ale są feministki i feministki: jestem taką feministką, która nie krzyczy, nie chodzi na barykady, nie walczy o każdy jeden milimetr. Nie odczuwam dużego dyskomfortu, chociaż widzę różnice i to, że kobiety mają czasem trudniej. Jednak w codziennym życiu nie skupiałam się na tym nadmiernie. Przez to też inni nie koncentrują się za bardzo na tym, że jestem kobietą. Chociaż próby są. Jestem zapraszana na różnego rodzaju imprezy: „kobieta w biznesie”, „przedsiębiorcza mama”, „kobieta sukcesu”. Odmawiam. Dla mnie to, że jestem kobietą, mam rodzinę i pracę – nie jest niczym wyjątkowym. Nie rozumiem, dlaczego miałabym się tym chwalić. Nie mam natury społecznikowskiej, nie angażuję się, nie lubię dużych skupisk ludzkich. Feminizm praktykuję swoim życiem. I twórczością. Tym, że nikomu nie wymachuję przed oczami swoją płcią. W rysunkach staram się po równo śmiać się z kobiet jak i mężczyzn. Nawet mam wrażenie, że bardziej bronię mężczyzn. Zawsze dobrze ich rozumiałam.

Bronisz? Ale za dużo ich na twoich rysunkach nie ma.

Bo po pierwsze, nie umiem ich rysować. A po drugie – dlaczego miałabym się posługiwać figurą mężczyzny, skoro jestem kobietą? Czy kobieta nie może symbolizować człowieka? Dla mnie może. Czasem, owszem, płeć nacechowuje, szczególnie, kiedy dotykamy spraw damsko-męskich. Ale jak mężczyzna rysownik narysuje swojego bohatera mężczyznę to symbolizuje on człowieka w ogóle. Jeśli kobieta narysuje swoją bohaterkę – kobietę, nie symbolizuje ona „człowieka”? Czasem piszą do mnie mężczyźni: „świetny tekst, utożsamiam się z nim, szkoda, że na rysunku jest kobieta”. Dlaczego szkoda?!

Bo może narysowanego faceta zrozumieją wszyscy, a faceci myśli kobiet nie do końca?

Zrozumie to każdy, ale facet może powiedzieć „aaaa, to takie dla kobiet”.

Dlatego rysujesz kobiety w „neurotycznym wydaniu”, jak kiedyś wspomniałaś? Poza tym obalasz kult kobiety sukcesu, twoje bohaterki są niedoskonałe, mają zły dzień albo przygotowują „łzawą zupę”.

Każdy z nas ma takie dni, w których myśli że jest w nim coś do dupy. Ludzie się trochę dziwią – nie jestem raczej depresyjną osobą. Może dzięki temu, że wyrzucam z siebie niepotrzebne lęki i smutki przy pomocy kreski.

Ale nawet te smutne postacie wzbudzają sympatię i są urocze.

Chciałabym, żeby w moich rysunkach były różne emocje, te dobre i te złe. Słowo „urocze” jest bardzo pojemne – może w nim być zawarty smutek, melancholia, lekkość. Czasem niektórzy zwracają uwagę, że to, co robię, wcale nie jest śmieszne. Ale ja nie mam ambicji, żeby to było śmieszne, bo śmieszność nie jest najważniejsza. Ważniejsza jest właśnie urokliwość.

[white_box]* Magdalena Danaj jest rysowniczką, ilustratorką, autorką komiksów. Tworzy Porysunki (Porachunki rysunkiem) – proste prace o życiu, które cały czas wyprowadza nas w pole. Projektuje (okładki, plakaty, książki, torby), wydaje kalendarze ścienne i biurkowe, artykuły papiernicze. Mieszkam w Gdańsku, pracuję wszędzie. Jej prace powstały we współpracy z m.in. tygodnikiem Przekrójm Foch.pl, Aviva, Opera Narodowa, Teatr Wielki, Mozartiana, LPP, LGBT Festival, Kwartalnik Artystyczny Bliza, Glamour, HBO, Heineken, Grupa Żywiec, Prószyński, Klub Żak, Instytut Kultury Miejskiej, Urząd Miasta Gdynia, Urząd Miasta Gdańsk.[/white_box]