O dobrych reprezentantów hardcore na naszym lokalnym poletku nie łatwo, a zdominowanie go przez kilka nazw często przysłania dokonania kolejnych, młodych kapel. Chociaż materiał na Awaken powstał dosyć dawno temu, dopiero pod koniec 2015 roku doczekał się analogowej wersji. Fajnie, bo to kawał porządnego grania, które ma szansę przekonać do siebie nie tylko największych ortodoksów gatunku. Przy Calm the Fire zwróciłem uwagę, że to forma, która jest w stanie zainteresować słuchaczy spoza „hardcore’owego getta”, tak tutaj jest podobnie. Muzyka Marksman z jednej strony zwraca uwagę rykliwym wokalem Kuby Madajczyka, ale muzyka zamiast przytłaczać, koncentruje uwagę na fantastycznych i ciekawie prowadzonych melodiach. Mało tu szalonego i połamanego tempa czy rozpędzonych melodii, a więcej bardzo emocjonalnie brzmiących utworów – nawet jeśli dominuje w nich ciężar riffów, a perkusja wypełnia wysokie rejestry. W tekstach rewolucja krąży gdzieś w powietrzu. Może faktycznie jest tak, że bezpośredni przekaz najlepiej działa wśród tych najbardziej radykalnych nurtów muzycznych? Dominuje język angielski, chociaż Granice są dobrym przykładem na to, że Marksman nawoływać są w stanie również w języku polskim. Jednocześnie jest to album brzmieniowo dobrze dopracowany. Co sprawdza się przede wszystkim w tym jak wypada gitara i bas, które wzajemnie prowadzą do przodu kolejne utwory. Marksman jako zespół jest bardzo komunikatywny, a czasem nawet dosyć łagodny jak na swój gatunek. Ale to także kolejny przykład otwarcia się kapeli (nawet jeśli nieświadomego) z nurtu hardcore na słuchaczy spoza gatunku.

Marksman, Awaken, Wyd. Własne, 2015.

Jakub Knera