Ma mały sampler SP404, na którym potrafi zdziałać cuda. Znajduje stare winyle w antykwariatach, wycina z nich próbki dźwięków, a potem na nowo tworzy z nich kompozycje. Rawel czyli projekt muzyka i grafika, Sławka Hryniewickiego, właśnie wydał swój nowy album „Visions”. Z tej okazji artysta opowiada o swojej twórczości i tym jak tworzy muzykę.

Jakub Knera: Zacznijmy od sampli. Kiedyś wspomniałeś mi skąd je zbierasz, ale chciałbym Cię zapytać o najdziwniejsze sample jakie udało Ci się umieścić na „Visions”. Skąd pochodzą?

Sławek Hryniewicki: Kiedy kleiłem „Visions” bardzo dużo rysowałem. Wysyłałem też sporo maili promocyjnych. Napisałem do pewnego Crate Diggera z pytaniem czy nie mógłby mi od czasu do czasu wysłać jakiegoś zgranego winyla w zamian za rysunki. Amerykański soul. Był marzec, zaczęło robić się ciepło, rysowałem a na dropboxa przychodziły płyty. Z trzech z nich zrobiłem beaty na „Visions”.

Czy proces zbierania sampli jest w Twoim przypadku długi? Jak powstają Twoje kompozycje – bazujesz na wyciętym fragmencie, do którego dodajesz resztę i tak kiełkuje Twój pomysł czy zbierasz małą bibliotekę i z niej tworzysz kompozycję? 

To zależy. Wydaję mi się, że najlepszą opcją jest częste odwiedzanie antykwariatów z płytami, a następnie klejenie beatów od razu po pierwszym przesłuchaniu, bez zastanowienia. Trzeba mieć tylko płyty, sprzęt i czas. Tylko lub aż. Wszystko zaczyna się od fragmentu, ale dobrze jest wykorzystać z piosenki jak najwięcej. Czasem ten sam fragment w kilku różnych miejscach brzmi trochę inaczej. A wstęp, jakiś drobiazg można wrzucić gdzieś w międzyczasie, dla wzbogacenia całości. Najlepiej jest tworzyć od razu, po pierwszym przesłuchaniu. Eksperymentować, przelać emocje do maszyny. A później spokojnie pracować nad całością.

Nie mogę powiedzieć, że nie kojarzysz mi się z Flying Lotusem – podobnie jak on tworzysz krótkie kompozycje, ale treściwe i wypełnione różnymi, najdziwniejszymi brzmieniami. Mógłbyś go wskazać jako znaczące źródło swoich inspiracji? Kogo jeszcze poza nim?

Dziękuję. Tak. Flying Lotus jest super. Oprócz niego moi ulubieńcy to Madlib, J Dilla i Samiyam. Podoba mi się ich podejście do tworzenia – wszyscy szukają inspiracji w sobie. Tworzą coś niepowtarzalnego, dlatego ich uwielbiam. Sam działam podobnie – nie mam planu, tylko siadam, zamykam oczy i wciskam guziki. W tym sensie są moją inspiracją.

Z zamiłowaniem korzystasz z samplera SP404. Jakie jest Twoje podejście do występów na żywo? Wtedy znacząco odbiegasz od tego, co słychać na płycie. Czy starasz się odgrywać wcześniej zarejestrowane utwory czy może puszczasz wodze fantazji i improwizujesz, opierając się na charakterystycznym bicie?

SP404 jest super. SP555 to marzenie. SP303, 404 i 555 to kosmos. Najlepsze sprzęty do tworzenia muzyki. Magia, uczucia i podróż. Moje SP404 i Ableton mi się popsuły i cierpię. Gdybym dalej grał, łączyłbym te dwie rzeczy w graniu na żywo. Moim mistrzem grania na żywo jest Daedelus. To absolutny magik.

Pojawiłeś się na „Trick of Life” Noviki, teraz ona pojawiła się u Ciebie. Czy poza tymi nagraniami, dostrzegasz jakieś inne owoce tej znajomości?

Nie znamy się osobiście. Czasem wysyłam jej muzykę. Czasem ona pyta mnie o rysunki, a ja coś przygotowuję. Novika jest bardzo miła. Zazdroszczę trochę, że w jej życiu jest tyle muzyki. Może w przyszłym życiu mi też się uda.

A czy jest jakiś artysta, z którym najbardziej chciałbyś zagrać?

Zawsze bardziej skupiałem się na nagrywaniu niż graniu na żywo. Chciałbym współpracować z muzykami np. harfistką, przygotować komuś beaty, nawet wiem komu, a na jednej scenie chciałbym zagrać z moimi mistrzami z Los Angeles. Ale nie potrzeba mi wiele. Gdybym tylko mógł mieć codziennie więcej czasu na klejenie beatów i naprawiony sprzęt, byłbym szczęśliwy w tym temacie.

A czy jest ktoś, kogo na pewno nigdy byś nie zsamplował i nie wykorzystał w swoich nagraniach?

Ze wszystkiego można ściąć jakiś sampel. Ale nie lubię Dżemu, Kultu i Budki Suflera.

Posłuchaj płyty: „Visions”

[Fotografia u góry: Michał Andrysiak]