Jak grać muzykę, którą sie lubi i której granie sprawia frajdę – pokazał to duet Wojt & Vreen w gdańskim Kafe Delfin.

Tak jak pisałem przy okazji recenzji płyty „Kandibura” – jej istotą jest szczerość gry i radość komponowania. Na żywo zespół gra w powiększonym, pięcioosobowym składzie, utrzymanym w bardziej rockowo-bluesowej stylistyce, przez co ich muzyka zyskuje o wiele bardziej. Ale ciężko tutaj o niebywałe objawienia. To przede wszystkim potężna dawka rocka, czasem wsparta instrumentalnymi tłami Vreena na gitarze lub wycieczkami w kierunku alt-country.

Głos Wojtka Czarneckiego specyficznie dopasowuje się do tej muzyki – nie jest przesadnie wyrazisty, ale się z nią stapia i we mnie wywołał skojarzenia z wybrzmiewaniem wokalu Michaela Archer w The Notwist. Tu podobnie – nie ma najlepszej możliwej barwy, ale brzmi sympatycznie, ciekawie, a w kilku momentach właśnie przez swoją nieoczywistość sprawia, że muzyka duetu (albo i kwintetu) brzmi ciekawie.

Wojt & Vreen nie zawojują rynku, ani pewnie nawet trójmiejskiej sceny muzycznej. Widać, że muzykę bardziej tworzą z pasji i potrzeby przetwarzania swoich fascynacji we własne kompozycje, niż walki o miejsca na listach przebojów. Ameryki nie odkrywają, ale fani Pavement czy The Stone Roses powinni być zadowoleni. Najważniejsza jest jednak przyjemność z grania, której na koncercie w Kafe Delfin nie brakowało. Przyjemności słuchania też było dużo.

Wojt & Vreen, Kafe Delfin, Gdańsk, 25.01.13.

[Jakub Knera]