Nigdy nie przepadałem za płytami Kobiet. Owszem, ten zespół ma dar do pisania chwytliwych i ciekawych piosenek, ale czym innym jest jeden, dwa single, a czym innym cały album. „Marcello”, „Pozwól sobie”, „Doskonale tracę czas” – wydaje mi się, że Kobiety bardziej pamięta się z powodu radiowych hitów niż całokształtu twórczości, która nigdy nie wybijała sie przesadnie ponad średnią. I na dodatek od początku wszystkie notki prasowe wspominają, że to pierwszy polski zespół z łatką „avant pop”. Czyli lepszy pop? Lepszy niż to co leci w radiu? Dla mnie muzyka Kobiet długo była właśnie czymś co można usłyszeć w radiu, włączyć w samochodzie, a o czym chwilę później się zapomni. Mam też wrażenie, że tak jest z ich twórczością – funkcjonują już 15 lat, a przypominają o sobie przy okazji premiery płyty, po czym po pewnym czasie słuch o nich ginie. Z drugiej strony są też jednym z „flagowych” zespołów trójmiejskich, jeszcze z początku XXI wieku, a więc dziennikarze skrupulatnie ich kolejne wydawnictwa odnotowują. Coś jest na rzeczy? Ostatnio na blogu zespołu, Grzegorz Nawrocki napisał o tym jak przyśnił mu się Thurston Moore, który skrytykował jego piosenki. Tym razem jednak niepotrzebnie.

„Podarte sukienki” jest płytą inną, lepszą. Od samego początku killerem „Eksplozja cudów” zespół pokazuje pazur i apoetozę trójmiejskości: wspomina matemblewskie lasy, Dolinę Radości, SKMkę – Nawrocki wychwala w tekście, że „życie jest piękne”. Proste to, ale jednocześnie szczere i ujmujące, a forma piosenki na samym początku nadaje płycie tempa. Później Kobiety lawirują między różnymi nastrojami, balansując na granicy przebojowości i swojej specyficznej wrażliwości. W „Kiedy kosmici napadną ziemię” nieuchronna wizja końca świata brzmi bardzo romantycznie, zwłaszcza jeśli pojawia się tam najbardziej lirycznie brzmiące przekleństwo: falsetowo odśpiewany fragment „meteoryt rozpierdoli cały świat”. Zespół pamięta o tej przebojowości i tym kogo stawiają za swój wzór, w końcu chwilę później Nawrocki przypomina, że „Tylko bitelsi są wiecznie żywi / z nimi lepszy jest świat”.

Murowanymi hitami radiowymi jest „Brzytwa” z fantastycznym refrenem czy „LSD” z zapętlonym, powtarzanym tekstem „Król Midas”. Zespół fajnie rozwinął się instrumentalnie – od wyraźnie zarysowanych gitar elektrycznych, przez akustyczne ale też partię klawiszy, która brzmi najbardziej sugestywnie w połączeniu z wibrafonem Pawła Nowickiego w „Pod nami rzeka”.

Kobiety raz są bardziej serio, za chwilę trochę ironizują, ale nie schodzą w odmęty banału. Wielokrotnie na poprzednich płytach zdarzało mi się słyszeć teksty trochę o niczym, a tu nawet „Bohater gorących romansów” brzmi jak puszczenie oczka dla wielbicieli miłosnych piosenek. No i tytułowy utwór – jeden z najlepszych kawałków Kobiet w ogóle, i jeden z najlepszych jakie dane było mi słyszeć w tym roku. Ciekawy zarówno tekstowo jak i muzycznie, nastrojem trochę przypomina mi klimat „Chłopców” Myslovitz a formą blisko mu do piosenki „Uwaga! Jedzie tramwaj” Lenny Valentino. Wiele się tu kumuluje: powtarzane „uważaj na wiatr”, masa detali dźwiękowych no i temat główy czyli kobiety i ich tytułowe podarte sukienki oraz cały bagaż związanych z tym historii. Rewelacja.

Ważne jest także to, że to nie tylko zestaw piosenek, które się zapamięta tak jak wcześniej – „Podartych sukienek” chce się słuchać od początku do końca, bo ta płyta jest rewelacyjna jako całość. Wydaje mi się, że 15 lat grania zespołu zaowocowało ich najlepszą płytą. Dojrzałą, przebojową, liryczną i bez mielizn. Thurston Moore byłby zadowolony.

[Jakub Knera]