Ze Spacefest mam podobnie jak z Off Festivalem. Poza pierwszą edycją, jestem na nim zawsze. Obserwuję kolejne wybory kuratorskie organizatorów, ale największą frajdę sprawia mi porównywanie kolejnych odsłon Pure Phase Ensemble. Mam wrażenie, że ten zespół jest w pewnym stopniu jak spotkanie przy ognisku. Przewijają się przez niego kolejni muzycy, którzy często pochodzą z różnych światów, mają odmienne inspiracje i pomysły, a nagle w ciągu kilku dni zostają pozostawieni sami sobie, aby stworzyć wspólnie materiał, który będzie odegrany praktycznie raz. O tym, że wykonanie go drugi raz traci na uroku, pokazał ubiegłoroczny koncert PPE3 na Dolnym Mieście. Auratyczność tego występu stanowi o jego wyjątkowości, powielonej później na płycie CD. Najlepsze są jednak muzyczne spotkania do jakich tu dochodzi. Za chwilę Ride zagra pierwszy polski koncert po reaktywacji, a tymczasem wcześniej, kiedy ta informacja nie trafiła jeszcze w eter, Mark Gardener zagrał z młodymi muzykami z Wilgi, Ciszy Nocnej czy Hatifnats. Był z resztą na festiwalu wcześniej i widocznie tak mu się spodobało, że postanowił wrócić. Kolejna płyta „Live at Spacefest” kolektywu Pure Phase Ensemble jest takim muzycznym wspomnieniem tego niecodziennego wydarzenia. Uwiecznieniem pomysłów, inspiracji i często brawurowego wykonania. Na scenie, gdzie każdy jest równy, niezależnie od tego czy ma dwu czy dwudziestoletni staż.

Po piosenkowej odsłonie nr 3, ukazuje się bardzo mocno gitarowa płyta, ale nie aż tak mocno shoegaze’owa czy spacerockowa jak nakazywałaby nazwa festiwalu. Ambientowe „Morning Rise” rozwija się w post-rockową, kosmiczną suitę, z kolei „Notatki” z polskim, prostym ale trafnym tekstem Karola Schwarza otwiera bit znany chociażby z jego twórczości w Prawatt. Michał Pydo z Hatifnats prezentuje swoje możliwości wokalne trzykrotnie, po polsku i angielsku. PPE4 potrafi płynąć, a jednocześnie dać żywiołowego kopniaka i wybuchnąć muzyczną ekspresją. Zawsze zestawiam koncerty na Spacefest z płytami, ale o ile na żywo zespół robi wrażenie, potem na płycie czar gdzieś znika, nie słucha się jej już z taką przyjemnością. Każde kolejne wydawnictwo odkrywa coś nowego, ale mam nieodparte wrażenie, że własnie w tym przypadku płyta wywołuje pewną nostalgię, wspomnienie, przywołuje grudniowy wieczór w Klubie Żak. Może to letni klimat za oknem wzmaga sentymentalny nastrój, a może właśnie to połączenie muzyków wpłynęło na tak dobry efekt. Owszem, kilkakrotnie odczuwalny jest przesyt instrumentów (mimo że – paradoksalnie – z dotychczasowych odsłon tu muzyków jest najmniej!), o czym z resztą pisałem w relacji z festiwalu. Saksofon Raya Dickatego, malujący jazzowe wstęgi gdzieś na drugim planie, nie jest do końca potrzebny. Z kolei klawisze Michała Kostka często znikają pod warstwami dźwięków wydawanych przez gitarzystów (ale w „Happy Dancin’ Woman” są centralnym punktem utworu!). Wyraziście brzmi sekcja rytmiczna Wilgi albo nietypowe jak na rock bity Karola Schwarza. To w końcu skład gitarowy i rozbudowany wokalnie – Gardener śpiewa przeciągle i wyraziście, Pydo wprowadza delikatny, falsetowy powiew, a założyciel Nasiono Records sprowadza wszystkich na ziemie i przypomina, jak takie momenty uwieczniać. Róbcie notatki! – wykrzykuje spontanicznie do mikrofonu. Możecie zapomnieć, życie jest ulotne, utrwalajcie wszystko. Ciężko się z nim nie zgodzić.

Ta płyta to muzyczna notatka. Warto do niej wrócić bo przywołuje wspomnienia, ale też pokazuje, że niemożliwe staje się możliwe. Zaproszenie tak różnych osbowości urzeczywistnia się w przestrzeni gdańskiej Łaźni podczas warsztatów, a potem na scenie Żaka. Oczywiście w wielu momentach rozwlekłe, nieco krautrockowe i repetywne formuły wydają się typowe dla takich spontanicznych, warsztatowych akcji, ale istotny nie zawsze jest cel, ale droga do niego czyli spotkanie ludzi z pozornie odległych światów, a faktycznie, bardzo sobie bliskuch muzycznie. To istotne także przed wspomnianym reaktywacyjnym koncertem Ride. Rozumiem nostalgię, ale fajniejsze jest tworzenie nowych rzeczy. Można się przy tym dobrze bawić, a jeszcze lepiej tego słuchać.

[Jakub Knera]