Trójmiejska epoka lat 80. oglądana jak eksponat za szybą.

Na początek fragment, który przed pójściem na wystawę, wzbudził me dużo wątpliwości:

Choć artyści i muzycy Gdańska, Sopotu i Gdyni tworzyli najbardziej wizjonerską i wyrafinowaną sztukę swoich czasów, czas nie obszedł się z dorobkiem lat 80. łaskawie. Znakomita sztuka rodem z Trójmiasta jest dziś „źle obecna”, a scena muzyczna pozostała w pamięci „weteranów”, nie znajdując ciągłości w nowym pokoleniu muzyków. Tę sytuację ma zmienić wystawa „NIKT NAM NIE WEŹMIE MŁODOŚCI! ”, której celem jest przywrócenie należnej rangi 
trójmiejskiej sztuce i muzyce i spopularyzowanie jej w szerszej świadomości młodego pokolenia.

Widać więc punkt wyjścia i cele. Obszar wystawy został ulokowany w centralnej części festiwalu, w wielkim bloku-pudle, o prostej we wnętrzu strukturze. Po wystawie można przemieszczać się w sposób dowolny, lawirując między kolejnymi eksponatami. Kilka charakterystycznych wątków jest rozrzuconych po sali, a więc Nowa Ekspresja, Punk, Totart, Wyspa, Realizm Społeczny, Scena Alternatywna. Do nich nawiązują kolejne prace artystów wizualnych i muzyków, odpowiednio pogrupowane. Są więc plakaty Jacka Staniszewskiego, prace Piotra i Katarzyny Józefowicz (genialne „Miasta” z 1988 roku), rejestracje wideo z działań land-artowych na Wyspie Spichrzów, plakaty i okładki płyt (winyl Gdynia i plakaty legendarnych już koncertów w Burdlu) czy performatywne występów Pancernych Rowerów i grupy Totart. Niektóre z nich ogląda się z rozczuleniem jak chociażby grafiki Paulusa Mazura, zdjęcia z prześwitujących murów na Wyspie Spichrzów, rozszalały śpiew Romana Sebastyańskiego czy absurdalne, ale jednocześnie inteligentne zlewy Zbigniewa Sajnoga. W Trójmieście, przynajmniej wśród starszego pokolenia są to postacie (a za tym ich dzieła) dobrze znane.

Generalnie, jeśli wystawę można czymś zepsuć to albo mało wyraźnym lub niezbyt sensownym jej ustrukturyzowaniem w przestrzeni albo mało przekonującą lub znikomą narracją. Pal licho to pierwsze w przypadku projektu MSN, jednak narracyjnie „Nikt nam nie weźmie młodości” nie jest przekonujący. Przede wszystkim dlatego, że nie jest krytyczny i nie podejmuje dyskusji z dorobkiem trójmiejskiej sceny. To bardziej odkrywanie faktów, chociaż i tak nie do końca, bo mało tu ukazywania kontekstu, istotnego szczególnie dla młodego widza. Przez cały czas uczucie siedzenia w archiwum powraca zbyt często, bo wystawa wygląda jak zbiór wystawionych pamiątek, które oglądamy z rozczuleniem. Brakuje jednak ich systematyzacji, która często wypada karkołomnie. Krótkie przedstawienie Totartu, Wyspy (ani słowa nie ma na temat tego dlaczego galeria funkcjonowała właśnie tam) czy absurdalna tablica opisująca czym jest punk, na komercyjnym festiwalu wygląda dosyć absurdalnie.

Jak sugeruje opis, wystawa jest skierowana do młodego odbiorcy. Dlaczego gdańska scena jest opisywana tylko z perspektywy lat 80. (a nie np. także 90) i dlaczego ten moment był taki ważny? Kiedy się właściwie skończył, czy finałem była transformacja ustrojowa? Ekspozycja bazuje na znalezionych materiałach i z grubsza po oklepanej ścieżce ukazuje pewien okres (jaki dokładnie, nie wiadomo) w historii polskiej sztuki i muzyki. Niektóre z adnotacji brzmią absurdalnie niczym totartowskie zlewy, z tą różnicą że w ich tekstach można było doszukać się sensu, a wśród opisów (chociażby tego o totarcie) przeważa nieczytelność i chaos.

Młodzi twórcy dostają laurkę pewnego okresu, który nie jest umiejscowiony w jakimkolwiek kontekście przeszłościowym (Trójmiasta okresu PRL) i przyszłościowym. Powielenie twierdzenia, że artyści są zapomniani, nie zmienia sytuacji. W żadnym miejscu nie jest wspomniane jak burzliwą drogę przeszła później Wyspa (także lokalizacyjnie) i jak funkcjonuje dziś. Młodzi ludzie nie dowiedzą się jakie plakaty robi obecnie Jacek Staniszewski, bo z wystawy można wysnuć prosty wniosek, że funkcjonował 3 dekady temu i jest bardziej legendą niż artystą, który wciąż przygotowuje fantastyczne dzieła. Prace Piotra i Katarzyny Józefowicz warto byłoby skontrastować z ich obecnymi projektami, zwłaszcza że ta druga nie tak dawno doczekała się indywidualnej wystawy w warszawskiej Zachęcie. Co się stało z Apteką, w jakim kierunku poszedł Tymański, ile ostatnio książek Konja wydanych przez Narodowe Centrum Kultury się ukazało? To nie istotne, ważne są „szalone lata 80”.

Mam wrażenie, że ta wystawa opowiada o Trójmieście tak jak gdyby występującego wcześniej na Alter Space Thurstona Moora opisywać tylko przez pryzmat działań z Sonic Youth, zapominając, że po rozpadzie zespołu, gitarzysta dalej koncertuje i nagrywa płyty. Projekt MSN snuje narrację oderwaną od rzeczywistości. Pokazuje archiwalia i wskazuje „tak było”, tylko co z tego? Instytucja powinna być krytyczna, ukazywać nowe perspektywy, zmuszać do myślenia, a nie jedynie przeglądania zdjeć i plakatów w nostalgicznym tonie.

W jednej z gablot wisi słynna składanka „Gdynia”, wydany na winylu przegląd lokalnej sceny z końcówki lat 80. Kiedyś udało mi się ją kupić na wrzeszczańskim rynku za 10 złotych (sic!). Ależ byłem z tego powodu dumny. Ale zaraz ze zdziwieniem spostrzegłem że na allegro mnóstwo egzemplarzy można było dostać dokładnie po tej cenie. Legenda na wyrost? „Nikt nam nie zabierze młodości” sprawia wrażenie artefaktów zatopionych w bursztynie, oglądanych zza szyby w odcięciu od rzeczywistości. Dominuje tu hołubiona przez Polaków nostalgia, a modernistyczny rozwój myśli i dyskursu jest nieobecny. To co widzimy w kubiku MSN jest atrakcyjne dla starszego pokolenia, pamiętającego opisywane czasy. Jeśli cel wystawy jest wspominkowy, to z pewnością wystarczy. Ale jeśli ma przekazać pewną treść czy jej celem jest – jak piszą organizatorzy – „przywrócenie należnej rangi trójmiejskiej sztuce i muzyce i spopularyzowanie jej w szerszej świadomości młodego pokolenia” to warto byłoby do tematu podejść krytycznie i skonfrontować ją z obecnymi czasami, ukazać różnice i naturalną ewolucję.

Można też wystawę odczytać dosłownie: nikt nie zabierze nam młodości bo jest nasza, zamknięta w magazynie. Mało otwarta na porównania, ukazanie ciągu przyczynowo-skutowego. Raczej jest eksponatem niż pewnym punktem wyjścia, przykładem do ukazania przemian, które przecież w Trójmieście nastąpiły. To w większym stopniu stawianie i uklepywanie pomnika niż pogłębiona refleksja nad istotnym dla polskiej kultury zjawiskiem, co jest szalenie istotne w przypadku pokazywania go młodemu pokoleniu, bez stereotypów i z większa dozą krytycyzmu.

„Nikt nie zabierze nam młodości”, Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Open’er Festival, 1-4.07.15.

[Jakub Knera]