Mini-przegląd brzmienia gitar.

Koncertowy wieczór w oliwskim Domu Zarazy miał być z założenia przeglądem tego w jak bardzo odmienny od rockowego etosu sposób mozna wykorzystywać gitary – dalej od estetyki rockowej, a bliżej kierunku freak-folku, muzyki eksperymentalnej, noise czy drone music. Z czterech koncertów aż 3 wpasowywały się w to kryterium, a z powodu dużej rozpiętości stylistycznej, pozwolę sobie opisać je w kolejności od tych najmniej ciekawych do tych najlepszych.

Zdecydowanie najbardziej od programu wieczoru odbiegał duet Pumë, skład stricte elektroniczny, transowy o zacięciu mocno klubowym. Nie podobał mi się ten koncert wcale nie z powodu instrumentarium i stylistyki – wprost przeciwnie, jak na live act mało w nim było życia, ale też pomysłów. Dwa laptopy, sampler i klawisze wyglądały efektownie, ale co z tego skoro zespół bazował przede wszystkim na zaprogramowanych wcześniej ścieżkach, ledwie czasem snując drobne syntezatorowe wstęgi (ale większość ich była puszczana z laptopa). Na dodatek ciągła pulsacja i ulegające kolejnym przeobrażeniom utwory (a raczej: jeden utwór) brzmiały dosyć oklepanie w formie bitowej, ciepłobrzmiącej elektroniki. Więcej w tym było wtórności i monotematyczności, mało poszukiwań i odkrywania nowych brzmień i sposobów ich generowania.

Columbus Duo widziałem w kwietniu drugi raz, poprzednio dane było mi wysłuchać ich na żywo na festiwalu Dni Muzyki Nowej. Bracia Swoboda na żywo prezentują solidne brzmienie, gęsto wypełnioną dźwiękową magmę, kontrastującą między potężnym dźwiękiem gitary elektrycznej i szeleszczącymi lub ciekawie interweniującymi perkusjonaliami, rzadko wykorzystywanymi w typowej, rytmicznej formie. Columbus Duo raczej skupia się na fakturach, wzajemnym kontrapunktowaniu się instrumentów i tworzeniu barwnej muzycznej powłoki. Wiele zależy od możliwości akustycznych danej sali i mimo że całość brzmi całkiem nieźle, zabrakło mi w ich grze większej dozy spontaniczności czy też improwizacji – utwory zbyt często zdają się być odgrywane, a za rzadko muzycy puszczają wodze fantazji, dając ponieść się chwili.

Dawid Adrjanczyk jako Akpatok wystąpił razem z Niną Adrjanczyk, która wspomagała go swoim głosem, tworząc przestrzenne, dronowe wręcz warstwy dźwięku. Sam spiritus movens grał na gitarze w nietypowy sposób, kładąc ją poziomo na stole i szarpiąc kostką o struny. Raz budował dźwiękowe tło w iście minimalistyczny sposób, wydobywając pojedyncze brzmienia, ciekawie splatające się z dronową powłoką zbudowaną z sampli i wokalizami, a kiedy indziej nawarstwiał je, przez co gęstniejące tworzyły pełniejszą brzmieniową strukturę. Drone music mieszało się tu z freakfolkową psychodelią, bliską improwizowanym wojażom Jackie-O Motherfucker. Wokalizy przypomniały mi o istnieniu zespołu duetu Pocahaunted (ile to było lat temu?) i tym sposobem duet na scenie splątał razem z jednej strony specyficzne słowiańskie folkowe naleciałości, a z drugiej mocno zanurzył swoją jednostajną (czasem zbyt mocno jednostajną) kompozycję w odmęty amerykańskiego folku.

Najciekawszym, najprostszym a jedynie najbardziej efektownym koncertem był set Artura Krychowiaka jako Nowa Ziemia (tu na zdjęciu). Punktem wyjścia jego twórczości jest noise, postrzegany przez pryzmat brzmienia gitar, a także drone music, czasem zahaczający o brzmienia metalowe. Krychowiak generuje dźwiękowe pasaże, pociągając smyczkiem o struny gitary. Nawarstwa brzmienia, tworząc jednostajnie wybrzmiewające tło. Jego muzyka przez to nabiera mocno transowego charakteru, który ujawnia inne oblicze chociażby przez pryzmat sali – różnice w Domu Zarazy były odczuwalne w porównaniu do marcowego koncertu w klubie Ucho. Krychowiak nie pozwala muzyce wybuchnąć, trzyma wodze skrupulatnie. Finałem wydaje się być moment kiedy porzuca smyczek i wieńczy koncert kilkoma głośniejszymi riffami, potężnie wypełniającymi przestrzeń. Bardzo dobry koncert.

Łyżka dziegciu należy się za cenę biletów. Rozumiem że to inicjatywa oddolna i chęć przyciągnięcia widzów, ale koncerty czterech zespołów za jedyne 10 złotych to zdecydowanie mało. Publiczność nie stawiła się licznie, ale prawdopodobnie nawet gdyby cena była dwukrotnie wyższa to widzów byłoby tyle samo, a może nawet i więcej, bo fakt że cztery koncerty organizowane są za tak śmieszne pieniądze w wielu może wzbudzić podejrzenia że wcale nie kryje się za tym jakość. A było wręcz przeciwnie – wieczór okazał znakomity.

Akpatok, Columbus Duo, Nowa Ziemia, Pumë, Dom Zarazy, Gdańsk, 29.04.15.

[Jakub Knera]