Na tzw. gdańskiej liście przebojów – jak nazywam statystyki wyświetleń z tagiem „Gdansk” w serwisie bandcamp – która w pewien sposób weryfikuje popularność danych zespołów, zespół Spoiwo zajmuje pierwsze miejsce. Wyprzedza tym sposobem w ciągu miesiąca chociażby takie zespoły jak Trupa Trupa (płyta ukazała się w marcu 2015), Popsysze (styczeń 2015), Olo Walicki Kaszebe II (listopad 2014), Enchanted Hunters (maj 2012). Nawet jeśli liczyć, że TT ma drugie tyle odsłuchów na profilu Blue Tapes, wytwórni, która wydała ich album to i tak w przypadku Spoiwa jest to spore osiągnięcie. Pytanie brzmi tylko kto jest ich docelowym słuchaczem? Wielbiciele post-rocka, których w Polsce i na świecie jest pełno. Jednocześnie jednak prezentują pewien dosyć hermetyczny krąg, zwłaszcza jeśli zwróci się uwagę na to co obecnie w post-rockowej muzyce się dzieje.

Post-rock zjada swój ogon i dzieje się to już od dobrej dekady. Takie grupy jak Mogwai, Sigur Rós, Godspeed You! Black Emperor częściej powtarzają oklepane patenty, aniżeli tworzą coś nowego i świeżego. Benjamin Duvall z pochodzącego z Liverpolu zespołu Ex-Easter Island Head, którzy przed dwoma tygodniami zagrali w gdańsku i Warszawie, przywołał termin post-rock w kontekście wykorzystywania rockowego instrumentarium do nie-rockowych utworów. Spoiwo faktycznie podąża tym tropem, za cel obierając sobie raczej rozwlekłe instrumentalne pasaże, wzmacniane ścianami dźwięku, aniżeli proste gitarowe riffy, kojarzące się ze stadionowymi spektaklami rockowych kapel. Muzykę na „Salute Solitude” cechuje obsesyjne wręcz zamiłowanie do muzycznych crescend – zdecydowana większość utworów z każdą kolejną minutą narasta coraz bardziej, aby wreszcie w finale wybuchnąć i zakończyć z przytupem. Ta ciekawa struktura, nawet jeśli jest zróżnicowana i napięcie jest budowane w różny sposób, w pewnym momencie zdaje się za bardzo męczyć, eskalacji dźwiękowych uderzeń jest za dużo, a zespół nie do końca trafnie równoważy je spokojniejszymi partiami czy też utworami o jakiejkolwiek innej strukturze. Otwierający „Disemembrance” pełni po prostu funkcję albumowego intro, a przecież mógłby funkcjonować jako autonomiczna kompozycja, doskonale dopasowująca się z tymi głośniejszymi utworami.

„Salute Solitude” to zbiór utworów z ostatnich kilku lat. „Ponoć pierwsza płyta nigdy nie jest dokończona, z nią po prostu trzeba się rozstać i wydać” powiedział we wspomnianym wywiadzie Krzysiek Zaczyński z zespołu. To prawda. Spoiwo przetarli szlaki w nagrywaniu, wydawaniu, a stopniowo też pewnie w promocji (fora post-rockowe to trochę mało, warto wyjść poza dosyć hermetyczne środowisko zafascynowane instrumentalnymi gitarowymi pasażami). Teraz pora na zebranie sił i przygotowanie kolejnego materiału. Nagranie ze studia Fundacji na rzecz autentyczności w muzyce pokazuje, że zespół się rozwija, pomimo tego że idzie dość utartą ścieżką post-rockowych koncepcji. Paradoksalnie więc grupa startuje dopiero teraz – w momencie kiedy musi się zredefiniować, przemyśleć, ale też spojrzeć na siebie z szereszej perspektywy: nie tylko grania utworów pełnych inspiracji innymi zespołami, ale też budowaniu bardziej indywidualnego języka, także bardziej zróżnicowanego. Instrumentarium jest bogate, głowy muzyków wydają się być pełne pomysłów. Spoiwo jeszcze w tym roku powinno wypuścić kolejny materiał i szybko pracować nad albumem, który nie będzie zbiorem utworów z pewnego okresu czasu, ale kompleksową formą – świeższą, w większym stopniu ujawniającą ich koncepcyjne, bardziej zróżnicowane walory, ale też podążającą własną ścieżką na drodze instrumentalnego grania.

[Jakub Knera]