Jakie płyty trójmiejskie najbardziej zapadły w pamięć? Zwycięzcy konkursu, w którym można było wygrać kompilację „Nowe idzie od morza” wyłonieni. Dzięki za udział! A poniżej najciekawsze opisy trójmiejskich wydawnictw. Kolejne konkursy już niedługo!

Stefan Wesołowski „Liebestod

Moją ulubioną płytą muzyka z Trójmiasta  jest najnowszy album Stefana Wesołowskiego – Liebestod. Coraz bardziej przekonuję się, że jego koncert na zeszłorocznej edycji OFF Festivalu był tym najlepszym – albo przynajmniej najbardziej zapadającym w pamięć. Lekki powiew wiatru, wprawiający w szum listki brzeziny przed wejściem do sceny ekperymentalnej, dotyk chłodnej od cienia trawy  – to odpowiedź na pytanie zawarte w utworze „What The Thunder Said”. Nachodzące na siebie kaskady granych legato dźwięków na fortepianie wprawiają w stan rozedrgania, dają wrażenie cykliczności. Zupełnie jak w opowiadanej w kółko – ale za każdym razem na nowo – historii o miłości Tristana i Izoldy. Zupełnie jak w kontynuującej celtycki mit legendzie o królu Arturze i Ginewrze, która jest drogą („Route”) do opowiadania tej samej historii w inny sposób. Wszystkie przyszłe historie to miłość (liebe) i śmierć (tod), które wokół miłości i śmierci zataczają koło, połykają własny ogon. Patrząc wstecz, siedzę i słucham Liebestod w domu, a nawracają, jak fala idąca znad morza. Uczucia pozostają te same.

Wojciech Zakrzewski, Pabianice

Szelest Spadających Papierków „Płyta Redłowska”

Doszedłem do wniosku że”Muzycznej perły znad Bałtyku” trzeba szukać w pierwszych przejawach alternatywy i off’u Gdańskiego. Jak wiadomo na początku był chaos i właśnie album zespołu Szelest Spadających Papierków jest tego najznamienitszym dowodem. Płyta Redłowska to przygoda muzyczna która nigdy się dla mnie nie skończyła. Każde kolejne odsłuchanie zapewnia mi coraz więcej przeżyć, za każdym razem jest dla mnie ona wielką zagadką, za każdym razem brzmi inaczej. Największym fenomenem tego wydawnictwa jest coś, czego nie da się usłyszeć. Coś, dzięki czemu ta płyta zostaje z nami na bardzo długo. Nawet gdy ktoś przesłucha jej tylko raz, już nigdy o niej nie zapomni. Mogę śmiało powiedzieć, że ta płyta była motorem dla późniejszych offowych działań na scenie Trójmiasta. Gdyby nie ona, współczesna muzyka znad morza nie byłaby właśnie tak dobra jak ta, która jest prezentowana na niedawno wydanej „Nowe idzie od morza”.

Jan Skorupa, Radom

Ścianka „Białe wakacje”

Wyjątkową i ulubioną trójmiejską płytą jest dla mnie trzecie wydawnictwo Ścianki pt. „Białe Wakacje”. Album jest  mieszanką – jak to nazwał sam Cieślak – „mgiełek i napierdalatorów”. Dla mnie jest to płyta z typowo letnim klimatem – upalnymi dniami i przynoszącymi ulgę wieczorami. Za każdym jednak odsłuchem na nowo zastanawiam się co któremu odpowiada – czy mgiełki to te kojące wieczory czy może gęsty upał zawieszony nad łąką w samo południe? Czy napierdalatory to wszystkie letnie szaleństwa w pełnym słońcu czy nocne imprezy przy ognisku na plaży? Nie znaczy to jednak, że jest to płyta tylko na lato. Sprawdza się u mnie o każdej porze roku, jednak w zależności od obecnie trwającej niesie ze sobą inne znaczenie. Jako, że nie mieszkam już w Gdańsku płyta przypomina mi też o rodzinnych stronach, o domu. Wiele osób może słuchać tej płyty, ale tylko my, Trójmieszczanie, od razu wyłapiemy sygnał odjazdu SKMki w Peronie 4 i załapiemy, że tytuł utworu to odniesienie do tego konkretnego peronu ze stacji Gdańsk Główny.

Paweł, Wrocław

Enchanted Hunters „Preoria” / Jacaszek „Treny”

Trójmiejska muzyka jest różnorodna, jak samo Trójmiasto. Jednak dwie płyty, które mogę wymienić bez zastanowienia i tym samym  uznaję za najbardziej pasujące do mojej nadmorskiej duszy, to „Peoria” Enchated Hunters  oraz „Treny” Michała Jacaszka. Pierwsza kojarzy mi się z wakacjami w mieście, jazdą rowerem z  Gdańska do Sopotu, wzdłuż morza z katamaranami na horyzoncie oraz ciepłymi wieczorami w miejscach ukrytych dla turystów, chociaż właściwie tuż obok nich. Druga płyta, to melancholijne i  nostalgiczne dźwięki  skonstruowane przez Jacaszka, misternie połączone z niepokojącym sopranem. Żadna inna płyta nie oddaje lepiej klimatu nocnego błąkania się między uliczkami Głównego Miasta, w otoczeniu gotyckich kościołów, kiedy para wydychana z ust miesza się z wszechobecną mgłą. Albumy te mają jeszcze jedną właściwość – zabierają mnie do mojego rodzinnego Gdańska, bez względu na moje aktualne położenie na mapie świata.

Alicja Jelińska, Gdańsk

Kobiety „Pozwól sobie”

Moją ulubioną trójmiejską płytą jest drugi album Kobiet „Pozwól Sobie”. Kojarzy się z beztroskimi czasami i jej drugą częścią, którą była najzwyczajniej w świecie czerstwa. Pierwsza połowa plus „Marcelo” to najlepsze co nagrali w życiu, druga to jakieś popłuczyny, które od razu kojarzą się z fatalnymi mainstreamowymi piwami, które były produkowane w tamtym czasie. Niektórych z nich już nie ma. Całe szczęście.

Dawid Bartkowski, Płock

Miłość & Lester Bowie „Talkin’ About Life And Death”

Po cudownych dla polskiego jazzu latach 60. i 70. dopiero początek lat 90. przyniósł gwałtowny powiew świeżości i prawdziwe uderzenie nowego – jass. Chciałoby się wyróżnić wszystkie płyty Miłości, ale trzeba wskazać na tę jedną jedyną -„Talkin’ About Life And Death” nagraną z Lesterem Bowie. Genialny skład (już niestety nie do odtworzenia), niezwykły gość i najlepszy w dziejach polskiej muzyki cover – „Venus In Furs” z repertuaru The Velvet Underground. Do tego niebanalna okładka i mamy dopracowane w każdym szczególe arcydzieło. Nowe przyszło od morza…

Marek Majerczak, Grywałd

Apteka „Big Noise”

Wybrałem pierwszą płytę Apteki „Big Noise„. Nie jest to może ich najlepsza bo „Menda” jest bardziej ciekawa, ale była to płyta od której rozpocząłem przygodę z tym zespołem Apteka. Została nagrana w dwójkę – Kodym i Wanata dają czadu, prosto ale treściwie. To tutaj są takie hity jak „Big Noise„, „Choroba” czy „Red Light”. Na tej płycie też słychać wszystko co najlepsze w tym zespole.

Piotr Robert, Rybnik

Enchanted Hunters „Preoria”

Moją ulubioną trójmiejską płytą jest zdecydowanie „Peoria” zespołu Enchanted Hunters. Po raz pierwszy zetknąłem się z nią podczas podróży na wieś i oczarowała mnie swą delikatnością. Dźwięki dzwonków, fletów, urzekający głos wokalistki nastroiły mnie melancholijnie – super wpasowały się w wiosenne klimaty budzącej się do życia przyrody.

Szymon Chrost, Zabrze

Blindead „Affliction XXIX II MXMVI”

W moim odczuciu najlepszą płytą trójmiejską jest krążek Blindead „Affliction XXIX II MXMVI”. To album, który po pierwszym przesłuchaniu zmotywował mnie do gwałcenia przycisku repeat na tyle, aż powstały odciski, które schodziły bardzo długo. To płyta niesamowita brzmieniowo, ma ciężar czego braknie mi przy „Absence”. Ciekawie zaaranżowane gitary, zajebiście dopracowany wokal. Każda piosenka jest innna, ale razem tworzą idealną całość.

Kacper Moszyk, Gdańsk

Ampacity „Encounter One”

Płyta „Encounter One” zespołu Ampacity to dla mnie wyprawa we wzburzone i niedostępne na co dzień odmęty podświadomości. Motywacja do zachłyśnięcia się ekspresją, wskoczenia w wir różnorodności przeplatany falami ukojenia i zaskakującej utopii rzeczywistości. Eksploracja nieuchwytności, wszechogarniająca harmonia wślizgująca się niepostrzeżenie wprost do obiegu i nadająca krwi niebiański rytm – ciśnienie idealnie zintegrowane z płaszczyzną czasu abstrakcyjnego. Celowy, usprawiedliwiony i niezbędny odpoczynek od panoszącej się materialności.

Dyndul, Sopot