Z Trójmiastem jest związana od dawna, chociaż ostatnio mieszka w Berlinie. Joanna Charchan współtworzyła gdańską scenę alternatywną w latach 90, a teraz powróci do Gdańska ze swoim nowym projektem – trio z kontrabasistką Sabine Wohrtmann i perkusistką Lucią Martinez. Wcześniej opowiada o historii, morzu i perspektywie ze stolicy Niemiec.

Jakub Knera: Od dzieciństwa mocno angażowała się pani w muzykę – najpierw śpiew, potem skrzypce i fortepian, a finalnie saksofon. Co na tej drodze było najważniejsze? Co wpłynęło na tak liczne zmiany?

Joanna Charchan: Jako maluch lubiłam śpiewać bo śpiewała mi mama. Potem okazało się, że nasza sąsiadka ma pianino w domu i jest nauczycielem rytmiki w szkole muzycznej, więc spodobał mi się fortepian. Mój tata chciał żebym grała na skrzypcach, ale rozpoczęłam naukę gry na fortepianie w szkole muzycznej, a były to czasy, gdy nie łatwo można było dostać ten instrument. Po kilku latach wielka fascynacja Koncertem skrzypcowym A-moll Vivaldiego wzięła górę i spowodowała ze zaczęłam grać na skrzypcach. Kiedy nastąpił mój okres dorastania i buntu – a z tym wiązała się chęć izolacji – zdałam do szkoły muzycznej na organy. Ten instrument generuje potężnie brzmiącą muzykę i ma przeogromne możliwości. Jednak samotność, wiele godzin w sali i ślęczenie nad nutami, męczyło mnie. Poznałam Jacka Oltera, z którym mieszkałam w internacie szkoły muzycznej, a potem Mikołaja Trzaskę i innych, z którymi grał Jacek. No i stało się – tak zaczęłam grać na saksofonie.

Pani nazwisko jest nierozerwalnie związane z historią trójmiejskiej sceny muzycznej. Od kilku lat pracuje pani jednak w Berlinie – czy to miasto wpływa na dystans?

Wszystko wpływa na wszystko. W tej chwili pracuję w szkole podstawowej z bardzo trudnymi dziećmi. Dużo czasu i energii kosztuje mnie kombinowanie jak związać koniec z końcem, opłacić salę do prób i za co kupić dziecku buty czy chleb. Muzyka to życie, doświadczenia, inni ludzie których się spotyka. To zlepek różnych wydarzeń, okoliczności, przypadkowość. Chodź przecież nie ma czegoś takiego jak przypadek. To sposób, w jaki się żyje, chodzi, oddycha czy nawet śpi.

Czy Berlin wpływa na dystans? To miasto międzynarodowe, właściwie mało niemieckie, może poza urzędami. To mieszanina kultur, języków, mentalności, religii. Czy kiedy się wyjedzie do jakiegoś innego kraju jest się kimś innym? Chyba jest się dalej sobą tyle że w innym otoczeniu, na innych warunkach.

Czy pracuje się tam inaczej niż nad morzem? Wreszcie: czy tęskni pani za morzem i tutejszą atmosferą?

Berlin ma dużo parków i fajnych miejsc. Jednak czasem czuje się tutaj bardzo samotnie. Nie ma morza, do którego można by przyjść i pogadać, posłuchać bez słów. Brakuje mi tego najbardziej. Tęsknię też za przyjaciółmi i znajomymi. Morze jest bardzo ważne, Bałtyk ma tę szczególną cechę oczyszczajaco-uzdrawiajacą. Rozwiewa wszystkie pytania i myśli: „co dalej?”, „nie wiem”, „mam dosyć”. Morze to przestrzeń, szum, mewy, zapach. Jest zimne, ale jest w nim jakaś głęboka mądrość, magia, przestrzeń z której wyłaniają się wszystkie odpowiedzi na pytania tego świata. Przychodziłam często nad morze, kiedy miałam problemy i gdy byłam szczęśliwa, także czasem w trakcie sztormu. Jak do jakiegoś ojca czy dziadka, którego nigdy nie miałam.

Ile z tej gry z Szelestem, Mordami czy yassowymi i post-yassowymi zespołami jest w Joannie Charchan do dziś? Czy lubi pani myślami wracać do tamtych czasów?

Koniec lat 80. i lata 90. to bardzo szczególny czas. Jestem bardzo szczęśliwa ze mogłam być w tym czasie z tymi ludźmi i uczestniczyć w wielu imprezach, koncertach, wystawach, odczytach. Dużo się działo. Wielu z nas już nie ma. Bardzo gesty czas.

Czy może Pani powiedzieć o sobie „jestem saksofonistką”? Na tegorocznym festiwalu Jazz Jantar będzie dużo saksofonistek – czy sądzi pani, że kobieca wrażliwość w grze na instrumentach dętych ma znaczenie?

Jestem przede wszystkim mamą – przez 24 godziny na dobę. Saksofonistką jestem wtedy, gdy gram na saksofonie. Kobieca wrażliwość nie ma znaczenia w przypadku jakichkolwiek instrumentów, nie tylko dętych. Są męskie kobiety i kobiecy mężczyźni. Są kobiety niewrażliwe, ale za to pracowite i silne. Są mężczyźni wrażliwi i delikatni wewnętrznie. Myślę ze wrażliwość też często przeszkadza – łatwiej jest ludziom niewrażliwym.

Wywiad przeprowadzony dla Klubu Żak. Joanna Charchan zagra 15 listopada na Festiwalu Jazz Jantar. Szczegóły w zakładce KONCERTY.