Chociaż na swoim koncie ma już niemal dwadzieścia płyt, „Sea” będzie jego trzecim solowym albumem. Pierwszy raz materiał z tego wydawnictwa Sławek Jaskułke zagra – a jakże – nad morzem. Przed premierowym występem na Festiwalu Jazz Jantar 9 listopada, trójmiejski pianista opowiada o improwizacji, dźwiękach natury i inspiracjach morze.

Jakub Knera: Morze było inspiracją do albumu „Sea”. Wydawałoby się że dla twórcy znad morza pierwsza płyta powinna dotyczyć tego tematu. Dlaczego dopiero teraz? Co sprawiło, że morze wydało ci się tak inspirujące w tym momencie?

Sławek Jaskułke: Tutaj nie ważny jest moment, tylko wpływ i oddziaływanie. Muzyka, którą zarejestrowałem jest efektem wieloletniej pracy i nie mówię tu o samym przygotowywaniu płyty, tylko o kreowaniu własnego stylu i charakteru grania. Nie jestem przekonany czy to materia dla młodego duchem artysty. W sensie wykonawczym i technicznym może tak, ale wyrazowo i pod względem muzycznej narracji myślę że byłoby to odrobinę za trudne. Poza tym powściągliwość muzyczna wymaga artystycznej dojrzałości, a operowanie kolorem poznania wielu elementów, nad którymi praca zajmuje wiele lat.

Czy nad morzem jest jakaś specyficzna aura, coś co wpływa na styl życia, komponowanie, tworzenie? Pytam o to także pod kątem trójmiejskiej sceny muzycznej i jej klimatu – charakteryzuje ją coś?

Mówi się że ludzie pochodzący z nad morza potrzebują go średnio raz na sześć miesięcy. Ja potrzebuję go częściej, bo spędzamy z moją córką sporo czasu, spacerując na plaży. A wracając do muzyki, to myślę, że morze ma duży wpływ na sposób pisania i tworzenia muzyki, pod warunkiem jednak odpowiedniej wrażliwości i otwartości. W całej tej morskiej specyfice najtrudniejsze jest znalezienie odpowiedniego języka muzycznej wypowiedzi tak by uzyskać odpowiedni efekt. A jeżeli chodzi o Trójmiasto, to zawsze to miejsce miało ciekawe i liczące się propozycje artystyczne. Szkoda tylko, że dzisiaj tak mało jest już miejsc, w których dział by się ten artystycznie twórczy i ciekawy ferment.

Widząc „Sea” i twoje nazwisko od razu myślę o Bałtyku. Ale może masz też na myśli inne morza. Jakie miejsca nad morzem na świecie są dla ciebie ważne albo utkwiły ci w pamięci?

Mam to szczęście od ponad 15 lat podróżować po świecie. W większym stopniu również dzięki muzyce i to oprócz samego muzykowania najbardziej rozwijający aspekt tej pracy. Bywałem nad wieloma morzami i oceanami, ale bardzo wyraźnie pamiętam zapach Morza Śródziemnego w Tel Awiwie w Izraelu i zapach Oceanu w Atlantic City w Stanach. Morza miewają różne kolory, zapachy i charaktery. Oczywiście Morze Martwe jest ciekawe z uwagi na swoją specyfikę. Sercem jednak jestem z naszym Bałtykiem. Szczególnie w pamięci zapadł mi koncert zorganizowany przez Roberta Florczaka i Klub Sfinks na plaży w Chałupach. To było coś wyjątkowego – fortepian przy samej wodzie i muzyka łącząca się z falami. Nieprawdopodobne przeżycie.

Płyta „Sea” to w większym stopniu uchwycenie nastroju, płynności i odcieni morza, niż odosłowną ilustrację muzyczną. Przypomina mi się album „Catalogue d’oiseaux”, którego autor, Olivier Messiaen, starał się za pomocą muzyki oddać warstwę muzyczną, które wykonują w audiosferze otoczenia ptaki. Czy tobie również towarzyszyła chęć przeniesienia dźwięków natury na formę muzyczną?

Nie jestem kompozytorem sensu stricto i nie odnoszę się w sposób dosłowny do dorobku wielkich kompozytorów tego świata. Czerpię z tej nauki bo to wielka studnia wiedzy, ale kompozycja to bardzo trudna i skomplikowana materia. Dzisiaj muzyka ilustracyjna czy inaczej mówiąc programowa, to również kultura komercyjna. W końcu najprostsza popowa piosenka ma w sobie charakter programowy. A w mojej muzyce stosuję nie tylko programowość, ale również elementy aleatoryzmu (głównie w postaci niedookreślonego zapisu nutowego). Przy odpowiednim wykorzystaniu to wyjątkowo kreatywna metoda. Po prostu zapisuję kilka, kilkanaście wersji rozwiązań harmonicznych, melodycznych i formalnych, a potem wybieram je i zmieniam w trakcie grania. Głównie jednak w swojej pracy skupiam się na improwizacji. Swoboda poruszania się w niej jest dla mnie ważniejsza, niż perfekcyjny zapis nutowy. Pracuję nad strukturą utworu, jego kolorem czy formą. Na płycie „Sea” nie chodziło o stworzenie dosłownej ilustracji natury jak u Messiaena, tylko o „morską specyfikę grania”. Mówię o frazowaniu czy prowadzeniu myśli muzycznej. Też uchwycenie prostoty i nadania jej odpowiedniego, niebanalnego kształtu jest ważne. Chodzi po prostu o to, by odbiorca po zamknięciu oczu na kilka chwil mógł się rozpłynąć w morskich przestworzach, a do tego trzeba się sporo napracować.

Twój nowy album to bardzo oszczędny, surowy i subtelny materiał. Jak ważne było dla Ciebie zachowanie prostoty na płycie „Sea”. Jestem zadeklarowanym fanem prostoty?

Prostota jest szlachetna, a surowość powinna być naturalna. To znaczy, że trzeba uważać by prostota nie była banalna, a surowość nie bałaganiła i nie przeszkadzała muzyce. Ja staram się walczyć z moim wewnętrznym strachem i nie boję się surowości, czasem nawet nieprecyzyjności. Choć bywa to trudne, bo z natury jestem potwornie precyzyjny. Dzisiaj jednak wiem i tego jestem pewien, że muzyka nie zawsze powinna być dokładna i dopieszczona, zawsze natomiast powinna być prawdziwa i naturalna. Taka chyba jest ta płyta i to mi się w niej podoba.

Wywiad pierwotnie przeprowadzony dla Klubu Żak. Premiera płyty „Sea” Sławka Jaskułke odbędzie się 9 listopada w ramach Festiwalu Jazz Jantar. Szczegóły w zakładce KONCERTY. Fot. Łukasz Gawroński.