Warto było czekać na nowy materiał Loco Star tak długo (ich poprzedni album “Herbs” ukazała się w 2008 roku), bo już epka, zapowiadająca najnowszą płytę trójmiejskiego trio, robi świetne wrażenie. Do tej pory grupa penetrowała przede wszystkim pola muzyki elektronicznej, z większym naciskiem na estetykę rockową (co najlepiej było słychać w “Arps”, zwłaszcza na koncertach), natomiast teraz znacząco z tej ostatniej rezygnuje. Singlowe „Artifiction” ma w sobie dużą dozę brzmienia charakterystycznego dla Walls, Apparat czy wykonawców spod znaku niemieckiego Kompakt. Efemeryczność, nagromadzenie warstw, bardzo rozwlekła i utrzymana w rytmie 4/4 forma, brzmi tutaj nad wyraz świeżo i spokojnie może konkurować z naszymi zachodnimi sąsiadami. Do tego dochodzi element zaskakujący: śpiewa nie Marsija tylko trębacz Tomek Ziętek. To niesamowite zaskoczenie, ale efekt jest fantastyczny, bo muzyk w tej roli sprawdza się znakomicie. Ciekawym i dosyć nietypowym jak na Polskę pomysłem (chociaż coraz częściej rozwijanym) jest wydawnictwo singlowe z zestawem czterech remiksów. Gdybym miał wybrać jeden, najciekawszy, to byłaby to wersja Slomo – najbardziej połamana, najmniej rytmiczna. Ale już sam singiel w oryginalnej wersji zaostrza apetyt na pełnowymiarowy album Loco Star, na który warto czekać.

[Jakub Knera]