Popsysze w końcu po tak długim okresie działalności raczą nas swoją debiutancką płytą. I robią to z klasą – już otwierający album „Joulin” łączy w sobie masę inspiracji w ciągu zaledwie dwóch minut, a do tego jest przebojowy, nośny, łatwy do zanucenia i bez problemu zdobyłby niejedną listę przebojów. Potem trójmiejskie trio rock’n’rollowo hałasuje, zmienia nastroje, gra bardziej przebojowo, ostro (zestaw perkusyjnych talerzy nie raz daje się we znaki) – w zasadzie co drugi kawałek na tym albumie ma niesamowity potencjał. Popsysze grają brudno, garażowo, surowo, ale przystępnie. To w zasadzie pop, jak w tytule płyty, ale inteligentny, przemyślany, pomysłowy i wciągający. Kawałki zmieniają się jak w kalejdoskopie i świetnie prowadzony jest w nich rytm dzięki wyrazistej perkusji i głębokiej linii basowej. Z faworytów, oprócz openera wskazałbym „Love in The Kitchen”, „Rewolwer” – jako jedyny zaśpiewany w ojczystym języku (a szkoda że tylko jedyny) – i zamykający płytę, „Ali Song”, który pokazuje że trio jest w stanie stworzyć nie tylko zwięzłe, piosenkowe formy, ale także bardziej rozbudowane i złożone aranżacyjnie kompozycje. Brawa.

[Jakub Knera]