Na trójmiejskiej scenie funkcjonuje od dawna, ale bardzo często można go usłyszeć w wielu innych polskich miastach. Gra koncerty, nagrywa płyty, komponuje muzykę do spektakli. Olo Walicki współpracował z tuzinem muzyków, tworzył projekty jazzowe, rockowe, zahaczał o muzykę współczesną i teatralną. Nieustannie kursuje między Gdańskiem i Warszawą, a jednak płyty wydaje rzadko. Dlatego materiał „Kot (czy też kotka?” to dobra okazja do rozmowy. To także dobra okazja do koncertu (środa, 25 czerwca, Instytut Kultury Miejskiej), podczas którego artysta zaprezentuje materiał z tej płyty.

Jakub Knera: Od dobrych kilku lat sporą część twojej działalności stanowi komponowanie muzyki do spektakli. W zasadzie w pewnym stopniu ostatnio tego typu działania cię zdominowały. Jak bardzo starasz się tworzyć muzykę ilustracyjną, a na ile ma ona być w założeniu czymś więcej?

Olo Walicki: Komponowanie muzyki do spektakli teatralnych czy filmów, to duża część mojej działalności muzycznej. Wszystko zaczęło się od propozycji Maćka Nowaka w 2003 roku, ówczesnego dyrektora Teatru Wybrzeże, który miał bardzo kreatywne podejście i myślę, że trochę eksperymentował łącząc na deskach teatru działalność różnych twórców. Mnie skojarzył z Ingmarem Villqistem, z którym nie znałem się wcześniej. Byłem wtedy dziewiczy jako kompozytor teatralny, ale za to po bardzo wielu sesjach nagraniowych muzyki teatralnej autorstwa innych kompozytorów.

Swoją przygodę z profesjonalnymi zespołami zacząłeś dość wcześnie, już w wieku 15 lat.

Tak, grałem koncerty w klubach, trasy koncertowe, wyjazdy zagraniczne. Częstotliwość koncertowania w tamtych czasach była znacznie intensywniejsza niż dziś. Jako małolat, jeszcze nie określony artystycznie, trafiałem do kolejnych zespołów bez wewnętrznej refleksji na temat tego, czy dana stylistyka mnie interesuje, czy chcę się w nią angażować i czy chcę współpracować z daną grupą muzyków. Cieszyłem się, że ktoś mnie zaprasza, że mam z czego się utrzymać i że mam przy kim się uczyć grania na basie. Ten chaotyczny i zarazem bardzo cenny dla mnie pod względem edukacji okres trwał 15 lat! W pewnym momencie, chyba na początku 2004 roku, zadzwoniłem do większości zespołów z którymi wcześniej grałem i zakończyłem współpracę. To był dla mnie moment poczucia przesytu przypadkowymi zespołami, stylistykami oraz środowiskiem muzyków. Musiało to pęknąć z hukiem razem z moim samookreśleniem artystycznych i stylistycznych preferencji.

Pisanie muzyki do do teatru stało się platformą do bycia samodzielnym twórcą?

Tak, ale też otworzyło mnie na inne niż muzyczne płaszczyzny wypowiedzi. Praca z tekstem, scenografią i przede wszystkim reżyserowaną starannie dramaturgią spektakli, to była ogromna nauka, którą teraz mogę przekładać na moje codzienne działania autorskie na polu muzycznym i nie tylko. Najczęściej piszę muzykę figuratywną i narracyjną, więc jakoś trudno mi wpasować swoje kompozycje w nurt funkcji ilustracyjnej. Jeśli nawet posłużę się dosyć abstrakcyjną fakturą, czy instrumentarium, to i tak forma podlega określonej dramaturgii – czyli działa niezależnie od tekstu lub obrazu, któremu towarzyszy.

Koncertujesz dużo, ale nie wydajesz aż tak wiele płyt. W zasadzie od czasu The Saintbox, nie ukazał się jakikolwiek album będący płytą stricte muzyczną.

Myślę, że dopasowuję ilość premier płytowych do rzeczywistości, a nie do regularności wynikających z kalendarza. Mam w tym roku tzw. 25 lat pracy twórczej, nagrałem ponad 50 płyt w tym ok. 10 autorskich. Od czasu The Saintbox czyli 2012 roku owszem, nie wydałem autorskiego albumu do teraz. Po drodze miałem kilka premier i realizacji w teatrach a po wakacjach będzie premiera albumu OW KASZEBE II. Nie wiem czy to mało, czy dużo – dla mnie taka aktywność oznacza bycie oddanym muzyce w ostatecznym stopniu.

Zastanawiam się jak potraktować Twój album „Kot (czy też kotka?)” –  jako kolejny zespół czy projekt? Czy rozróżniasz swoją twórczość na zespoły i projekty? Jeśli tak to jakie są różnice?

“Kotek”, to zawarta w formie suity kompozycja, prezentująca osiem wierszy w ośmiu językach. Powstała dla uświetnienia Festiwalu Europejski Poeta Wolności 2012. Podczas gali wręczenia nagrody zaprezentowaliśmy materiał w formie bardzo skompresowanej czasowo, co było spowodowane wymogami transmisji telewizyjnej. Wraz z Gabą Kulką, Wacławem Zimplem i Kubą Staruszkiewiczem czuliśmy, że potencjał tej kompozycji, naszego spotkania jest duży i warto kiedyś móc go rozwinąć bardziej. Zorganizowałem sesję nagraniową, hotele, sprzęt i całe zaplecze, nagraliśmy płytę – już oswobodzoną. To raczej kolejny, inny program. Z Kubą, Wackiem, Gabą, Maciem Morettim, Piotrkiem Pawlakiem, Tomkiem Ziętkiem i wieloma innymi muzykami z naszego środowiska spotykamy się co rusz w kolejnych programach.

Czy różnicujesz udział w projektach ze względu na to, kiedy jesteś do niego zapraszany lub sam go współtworzysz?

To może wprowadzę jeszcze jeden termin – zadanie. Może więc podzielmy działania na te, które trzeba zrealizować w określonym terminie i często według ściśle ustalonych reguł – to byłoby “zadanie” – oraz na te, które mogą powstać, ale nie muszą (nie wiadomo kiedy i z kim i na jakich zasadach) – te bym określił działaniami autorskimi i niezależnymi. Nie ma tu możliwości wartościowania tych dwóch wariantów, to jedynie przykłady różnych okoliczności powstawania tzw. dzieła. Widząc rzeczywistość w taki sposób nie mam potrzeby różnicowania mojej pracy na lepszą czy gorszą, bardziej czy mniej “projektową” – w każdym przypadku są to moje działania autorskie, pod którymi chcę się podpisać i nie dotyka mnie problem wykonywania ruchów na zlecenie, które zmuszałyby mnie do nie bycia sobą prawdziwym.

Jednym z tych, do którego jesteś zapraszany jest Warszawska Orkiestra Rozrywkowa, która koncentruje przede wszystkim muzyków zamieszkałych w stolicy. Ty zdajesz się być wyjątkiem. Jak się w niej odnajdujesz?

WOR to orkiestra przyjaciół. To substancja, która koi, cieszy, rozwija, mobilizuje i wciąga do swego wnętrza na zawsze. To piękna inicjatywa muzyków związanych z LADO ABC i niezależną sceną warszawską. Ostatnio grając Zappę spotkaliśmy się w Worze razem z Olafem Deriglasoffem i Buniem, tak więc możemy śmiało mówić o mniejszości gdańskiej wewnątrz Wora. W tym składzie mamy już kilka programów, ja gram w trzech z nich. W innych kto inny gra na basie. Czy programy z kompozycjami Zappy, Beck’a, Baxter vs. Woźniak, to projekty? Czy WOR to zespół, czy projekt? A “Olo Walicki Kaszebe”? Nie mam potrzeby określenia nomenklaturowego naszej aktywności.

Od ponad dwóch lat pomieszkuję w stolicy – podobnie jak dwadzieścia lat temu, łączę dwa światy: Gdańska i Warszawy, miksując je według potrzeb związanych z moją pracą. Oprócz WORa, w ostatnich dwóch latach miałem dużo pracy z Andrzejem Sewerynem – nasz kolejne wspólne działania są już zaplanowane, więc możliwość mieszkania w obu miastach jednocześnie jest koniecznością i wielką przyjemnością.

Projektem, który sam tworzysz jest Olo Walicki Kaszëbë, teraz w innym składzie i z innym materiałem jako „Kaszëbë II”. W ubiegłym roku zagrałeś kilka koncertów z tym materiałem – skąd pomysł na zmiany, kiedy możemy spodziewać się efektów w postaci płyty i jak w zasadzie będzie to brzmieć?

Zmiany są konieczne jeżeli oczekujemy rozwoju. Musimy zmieniać podręczniki na kolejne – nie da się uczyć wciąż z jednego. Po wakacjach ukaże się płyta Kaszëbë II. Jest nas teraz czterech, z gitarami i perkusją. Bunio i ja śpiewamy falsetami kleryków katolickich, Piotr Pawlak swoją gitarą wylewa smołę ze stopni ołtarza, a Kuba Staruszkiewicz jest strażnikiem utrzymania miarowego tempa naszych misyjnych działań! Czyli mamy coś do przekazania o współczesnych Kaszubach, coś subiektywnego i coś przepuszczonego przez kilku autorów tekstów do moich nowych piosenek. Zgodzili się m.in. Dorota Masłowska, Rysiek Tymański i Maciek Salamon. Teledysk do pierwszego singla jest już montowany, kolejny planowany. Czyli praca wre i nawet kupiłem busa, więc chyba stajemy się zespołem gitarowym (śmiech).

Recenzja płyty: Olo Walicki „Kot (czy też kotka?)”

Olo Walicki, Gaba Kulka, Wacław Zimpel i Kuba Staruszkiewicz ruszają w ogólnopolską trasę koncertową z utworami z płyty „Kot (czy też kotka?)”. Serię koncertów rozpoczną 24 czerwca w Centrum Kultury w Bytowie, a dzień później zagrają w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku. Podczas kolejnych dni wystąpią w Łodzi (26 czerwca, Łódź Kaliska), Bydgoszczy (27 czerwca, Mózg), Częstochowie (28 czerwca, Regionalny Ośrodek Kultury) i Warszawie (29 czerwca Pardon, To Tu). Więcej na stronie KONCERTY.