Pogrzebion już z nazwy brzmi bardzo archaicznie i taka jest też ich muzyka. Czterema utworami na epce „Człowiek” sięgają do złotych lat 70. i ówczesnej psychodelii, obficie czerpiąc także z art i prog-rockowych dokonań zespołów pokroju Pink Floyd, gdzie ważne są rozbudowane struktury, skomplikowane aranżacje, ale także przestrzeń dla improwizacji. Trójmiejskie trio spogląda z nostalgią na muzykę rockową, podobnie jak Trupa Trupa, jednak ma zupełnie inne fascynacje oraz formę realizacji własnych pomysłów. Więcej tu odpłynięć, psychodelicznych solówek i transowych, rozwijających się motywów. Pogrzebion nie czuje się dobrze w piosenkach, najlepsze są te momenty kiedy muzycy udanie jammują, rozciągając kompozycje, którym przewodzą myśli gitary w towarzystwie sprawnej sekcji rytmicznej. Jednocześnie zespół potrafi grać zwarcie i konkretnie, wprowadzając wyraziste riffy, czytelną dramaturgię, ale także dozę swobody i luzu. Ciekawie ich muzykę obrazują teledyski, powstałe na bazie found-footage z archiwalnych filmów, a już konieczną uwagi ciekawostką jest stworzona przez muzyków ścieżka dźwiękowa do filmu „Metropolis” Fritza Langa (wszystko można zobaczyć na profilu youtube.com zespołu) „Człowiek EP” to album antyprzebojowy, nieradiowy i w zasadzie w nikłym stopniu chwytliwy. Mocno przypomina trójmiejską scenę muzyczną doby lat 80., pełną swobody w łączeniu gatunków i klejeniu tekstów. Te ostatnie nie są mocną stroną zespołu, także ze względu na niekoniecznie najlepsze wokale. I chociaż są fragmenty jak otwierający „Nadajnik”:”zdradź nam swą lokację/chcemy cię ratować/nadaj współrzędne, wystrzel race/trzeba tobie pomóc” to lepsze wrażenie wywołuje warstwa instrumentalna. Pogrzebion śpiewa „człowieku z innej bajki”, niejako ustawiając samych siebie w opozycji do aktualnych zjawisk w muzyce gitarowej. Są na uboczu, tam gdzie dopracowane brzmienie i „obiecujące” pomysły to obszar nieznany, a jednocześnie mało istotny. Pogrzebion na peryferiach konstruuje swoją wizję muzyki, nieoglądającej się na mody. Za to błyskotliwie opowiada w psychodeliczny sposób o dorobku rocka, swobodnie improwizując i snując swoje pomysły. „Człowieka” – jak śpiewają – czy też ludzi, tym nie uratują, ale warto tej płycie poświęcić uwagę.

[Jakub Knera]