Nie oszukujmy się, dobrych recenzji gitarowych zespołów prawie wcale tu nie ma. Bardzo dobrych recenzji też nie. A dzieje się tak dlatego, że w Trójmieście gitarowe zespoły nie mają za wiele do powiedzenia swoim językiem i nie potrafią mówić ciekawie. Wyjątków jest bardzo mało Dlatego Split dwóch zespołów: Agorafobia i Walrus Alphaber (dlaczego split? z tego od razu powinny być dwa pełne albumy!) cieszy mnie bardzo, bo obala tezę z powyższego zdania. Pierwszy, trójmiejsko-wrocławski zespół to projekt dwóch muzyków Perspecto, Łukasza Hajduka i Szymona Borowskiego. WA to z kolei trio: Artur Bieszke, Tomek Zaborowski i Wojtek Lacki. Dziewięć kompozycji, w proporcjach 5:4 pokazuje, że muzyka gitarowa może być ciekawa, nieść treść, dramaturgię i budzić zainteresowanie.

Warto jednak spojrzeć na źródło inspiracji obu tych zespołów. To nie są rock’n’rollowe naleciałości pokroju Arctic Monkeys czy Franz Ferdinand. Instrumentalne, zawadiackie i treściwe utwory Agorafobii przypominają złote czasy At the Drive-In czy gdzie niegdzie przemycane wątki Don Caballero. Nie ma w ich utworach przesadnej emocjonalności, jest zwieźle i treściwie. Math rock pod postacią gitar przeplata się z wibrującą i pulsującą perkusją, rytmika ulega nieustannej ewolucji, więc nie ma mowy o nudzie. Już otwierające „Bay” jest bardzo rozchybotanym utworem, rozedrganym, cały czas eksplodującym pomysłami. Tak samo jest dalej podczas kolejnych kompozycji – duet stawia na proste środki wyrazu, umiejętnie dialogując na linii gitara-perkusja, bawiąc się konstrukcją utworów, zacierając granice między tradycyjnie rozumianą strukturą kompozycji. No ale ci muzycy już doskonale pokazywali to w Perspecto, więc tylko należy się cieszyć, że w tym projekcie realizują swoje kolejne pomysły.

Walrus Alphabet czerpie z podobnych inspiracji, chociaż w ich muzyce więcej gitarowego jazgotu, bazowaniu na wielowarstwowych utworach, gdzie bas robi jedno, a pełna efektów gitara elektryczna buduje pełen napięcia, zawodzący drugi plan. Tutaj mniej math rockowej precyzji, a więcej siarczystego, rocka, pierwszy z utworów, „Gorbaczow” jest konstrukcyjnie prostszy niż kawałki Agorafobii, ale szalenie dużo się tutaj dzieje: utwor ma chwytliwą dramaturgię, która narasta, aby na finał rozmyć się i wyciszyć. Trio w większym stopniu stawia na linearny rozwój kompozycji: zaczyna od prostej linii instrumentalnej, którą obudowuje po kolei wszystkimi dostępnymi brzmieniami. Wydaje się przez to w brzmieniu bardziej klasyczny niż poprzednicy (to split, więc porównania są nieuniknione), a jednocześnie jest to muzyka nieco bardziej wyważona, rozkładająca proporcje między rozpędzonymi kaskadami, a bardziej spokojnymi, rozłożystymi partiami materiału. W kilku miejscach przebija się pustynne, bluesowe brzmienie, czasem w nietypowy sposób nawiązujące do instrumentalnych dokonań Ry Coodera czy wrocławskiego Borderline Collie (w którym – co ciekawe – gra Łukasz Hajduk z Agorafobii). WA sukcesywnie rozwijają swoje kompozycje, czyniąc z nich muzyczne opowieści, o rozbudowanej narracji, ze sporą dawką detali. Z jednej strony jest tu miejsce na post-hardcore’owe uniesienia, z drugiej malowane paletami barw prog-rockowe wycieczki, a z trzeciej zwięzłość i transowość à la Tortoise. Jeśli więc wymarzyłbym sobie trójmiejski gitarowy zespół AD 2014 to Agorafobia i Walrus Alphabet byli by bardzo blisko tej wizji.