Sarę Brylewską do tej pory można było usłyszeć w zespole Enchantia albo gdy gościnnie pojawiała się w utworach Hatti Vatti. Jednak zawsze śpiewała tam po angielsku i zawsze jej wokal był wzbogacony o pogłos albo inne efekty, które nie pokazywały go w naturalnej postaci. Solowa płyta, przygotowywana przez dobrych kilka lat, wreszcie przełamuje tę sytuację, ponieważ tutaj Brylewska śpiewa nie tylko swobodnie, bez zniekształceń, ale przede wszystkim w rodzimym języku. Jej wokal brzmi czysto i ładnie, ale wokalistka także w treści tekstów ma sporo do powiedzenia. Nie ma tu banalnych, częstochowskich rymów, a Brylewska wielokrotnie brzmi sensowniej niż bohaterowie wydumanych i ekscentrycznych rymów Peszek, albo ostatnio dość banalnych liryków Nosowskiej. Gdańszczanka mogłaby konkurować z „Grandą” Brodki, ponieważ poetycko potrafi opowiadać o relacjach międzludzkich i różnych codziennych sytuacjach. O ile jednak tam autorami tekstów było kilka osób, poza samą autorką, o tyle na „Skąd przyszłaś” za słowo pisane odpowiada w przeważającej mierze ta sama osoba, która je śpiewa. Brylewska nie sili się na manifesty, kontrowersje czy przeintelektualizowane opowieści – opowiada o rzeczach, które towarzyszą jej na codzień, zarówno radosnych jak i przykrych. Czasem wprost, kiedy indziej bardziej metaforycznie, ale za każdym razem wywołuje pozytywne odczucia i ciężko w tym materiale o zażenowanie wysłuchiwaną opowieścią.

Również muzycznie jest to płyta ciekawa. Próżno szukać to kompozytorskich odkryć i nowości – to dobrze skonstruowana, popowa płyta, której odniesieniami jest muzyka alternatywna. Za aranżacje odpowiedzialny jest Jacek Chrzanowski, basista zespołu Hey, który bardzo dobrze nadał charakter temu wydawnictwu. Z jednej strony słuchać inspirację folkiem z doskonałym akustycznym wstępem na ukulele w tytułowym utworze, a potem zwieńczeniem go przy pomocy dęciaków, ale są też miejsca na elektronikę jak w kompozycji „Bajka”, budowanej w oparciu o klawiszey, bity i przepuszczoną przez efekty gitarę, ale też bardziej rockowe odsłony jak „Dalej Ty”. Brylewska w większym stopniu zdaje się melancholijnie patrzeć na rzeczywistość – materiał to trochę nostalgiczne, spokojne utwory, ballady wręcz, rzadko kiedy artystka pokazuje pazur. Jej muzyka jest intymna, delikatna, a jednocześnie pełna dystansu i swobody. Nie brakuje piosenek, które momentalnie wpadają w ucho i od razu chce się do nich wracać, jak singlowe „Wojny Gwiezdne”.

Muzyka na „Skąd przyszłaś” nie rości sobie praw do rewolt stylistycznych na polskiej scenie, ani muzycznych odkryć, ale jednocześnie jest to bardzo dobrze brzmiący pop. Z bardzo fajnymi, wyrafinowanymi aranżacjami, ciekawymi tekstami, pisanymi bez kompleksów i bez popadania w banał. To radiowe piosenki, o które jednak wciąż w Polsce niełatwo, więc taka płyta to na naszym rynku ważny sygnał, tym bardziej że wydała ją niemała wytwórnia, a i w niejednej rozgłośni można było już piosenki Brylewskiej usłyszeć (warto też sprawdzić ją na żywo – tu próbka). Artystka doskonale się odnajduje śpiewając na swój sposób o sprawach bliskich, nie słodząc, nie epatując, ale tworząc bezpośredni i szczery przekaz. Do mnie trafia on w stu procentach.

[Jakub Knera]