Zaczyna się niepozornie, bo pianino w „Time Rush” zupełnie nie zapowiada tego, co wydarzy się dalej. Ale zaraz potem floydowski wokal Marcina Cieślika jest odpowiednim zwiastunem tego, czym jest epka kwartetu State Urge.

Zespół po niemal roku przerwy – w 2011 wydali epkę “Underground Heart”, wraca z trzyutworowym wydawnictwem. Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałbym się, że ktoś jeszcze tak gra. Wpływy autorów “Dark Side of the Moon” czy King Crimson przewijają się wielokrotnie, a takie artrockowe i psychodeliczne odniesienia do muzyki lat 70. brzmią jak żywcem wzięte z tamtej epoki. Dla jednych może to być totalne kopiowanie, dla innych świetny, nostalgiczny powrót o kilka dekad wstecz. Sam jestem gdzieś pośrodku, bo teoretycznie brzmi to dosyć ciekawie, akompozycje nawet tak bardzo nie nużą i na całe szczęście nie ma w nich patosu.

Ale ta muzyka jednak trochę trąci myszką, takich solówek już się nie gra i trochę za bardzo to przypomina reminescencje czegoś, co już słyszeliśmy i bardzo dobrze znamy. Raczej jest to penetrowanie obszarów, po których poruszali się muzyczni idole. Dla zafascynowanych art- i progrockiem może to być ciekawe objawienie, ale na próżno szukać tu oryginalnych brzmień i czegoś świeżego.

[Jakub Knera]