Łukasz Plenikowski, w Trójmieście i Polsce szerzej nie znany, do tej pory tworzył jako Teletypewriter muzykę łączącą wpływy post-rocka i elektroniki. Porzucił jednak te zainteresowania na rzecz elektroniki, trochę bazując na obszarach w których porusza się chociażby Rawel czy Wilk, a jednak ukazując zgoła odmienne oblicze kolażu instrumentalnego hip hopu i downtempo. Jako UKU bazuje na samplach, ale to jedynie punkt wyjścia, który muzyk sukcesywnie rozwija: gra na gitarze, klawiszach, a nawet śpiewa. Efektem jest muzyka subtelna i chilloutowa, a jednak bardzo czytelna, nie przygotowana jedynie na wzór radiowych, usypiających kompozycji. Plenikowski zapętla sample, tworzy z nich rozwijające się kompozycje, umiejscawia je w oparciu o proste, rytmiczne konstrukcje, które buduje poprzez dobór delikatnych, ledwo wyczuwalnych bitów, w większym stopniu koncentrując się na płynności kompozycji i ich znakomitemu „flow”. Gdzieś prześwituje to anticonowa melodyka z Baths na czele – muzyka UKU jest szalenie introwertyczna i z hip hopem łączy ją tylko pulsująca rytmika i rozpędzone, delikatnie sunące utwory. Pełno tu detali – od rozmieszczonych w tle wokaliz, bo delikatne dzwoneczki.

Plenikowski nie buduje złożonych struktur, to muzyka bardzo prosta, operująca podstawowymi składnikami, które jednak połączone razem dają zaskakujący i bardzo chwytliwy efekt. Nie za dużo jest tego materiału – to raptem pięć kompozycji i dwa remiksy. UKU buduje standardowe jak na gatunek (lub gatunki) formy, zamykające się w obrębie 4-5 minut. To wystarczająco dużo, żeby zajawić pomysł, umiejętnie go rozwinąć i zaakcentować ciekawymi ornamentami. W przeciwieństwie do wyżej wspomnianego Rawela na „Intension” mamy do czynienia nie ze szkicami, mikroutworami, ale ciekawie pod względem narracyjnym stworzonymi kompozycjami, które na dodatek w bardzo małym stopniu próbują gonić za najnowszymi muzycznymi trendami w warstwie rytmicznej bądź melodyjnej (mglistych, chillwave’owych partii na całe szczęście więc tu nie uświadczymy). Bardzo fajnie wypada także druga strona winyla – niemal ośmiominutowy „Iceplit”. Poza pociętymi wokalizami samego autora – oscylującymi gdzies pomiędzy głosem Jamesa Blake’a, a Thoma Yorke’a – zawiera niezwykle przestrzenne ambientowe tło, które fajnie dopełniają zmieniające się bity. Remiksy Yoggyone i Kidkanevil ciekawie domykają ten materiał – wyciągają z „Forest 5 am” bardziej klubowy charakter, w drugim przypadku zahaczając nawet o nastroje parkietowe, co ciekawie kontrastuje z delikatną, a jednocześnie urokliwą muzyką UKU.

[Jakub Knera]