O tym, że C4030 mają na siebie ciekawy pomysł, zgrabnie łączący dokonania polskiej rockowej sceny alternatywnej z ostatnich 10-15 lat, można było przekonać się już dwa lata temu na ich koncertowym (?) albumie. Przyjął on teoretycznie formę pełnoprawnego wydawnictwa, ale jednak stawiał na żywioł (można go posłuchać tu), a nie studyjne dopracowanie. Najnowszy zestaw utworów, zatytułowany po prostu EP, pokazuje kolejne oblicze grupy, bardziej przemyślane i dopracowane. Muzycznie materiał oscyluje gdzieś pomiędzy dokonaniami wczesnego Kristen czy Baaby albo bardziej spokojnej odsłony Something Like Elvis, a tekstowo mierzy w terytoria, po których poruszał się kiedyś Budyń, a z najmłodszych twórców dziś najbliżej im do Adama Repuchy. Zmiany tempa, igrające gitary, zwarta i rozpędzona sekcja rytmiczna – C4030 nie chce atakować gitarowym hałasem, nie próbują być na siłę innowacyjni, ale po prostu grają swobodne, rozmarzone, trochę surferskie kompozycje, przyjmujące posmak niezobowiązującego flirtu między rockiem alternatywnym i jazzem. To jedna z tych płyt, która całkowicie zaskakuje, że ktoś podąża w takim kierunku. W trójmiejskiej gitarowej muzyce to jedno z ciekawszych ostatnio wydawnictw i obiecujące spojrzenie na dorobek polskiej muzyki rockowej, nagrane bez ciśnienia i potrzeby udowadniania, a za to z fantastycznym rezultatem. Poproszę cały album.