Spodziewałem się, że „Worship Nothing” będzie swoistym kontrapunktem dla wydanej w ubiegłym roku „Algebry”. Tamten album w przypadku twórczości Hatti Vatti, można było traktować jako coś pobocznego, okazjonalne poszerzanie terytorium muzyki ambientowej i nagrań terenowych, które niejako na codzień odstają od muzycznych zainteresowań muzyka. Ta różnica była wyczuwalna zwłaszcza przez pryzmat dotychczasowych singli z „You” czy „Simple Words” na czele. „Worship Nothing” oczywiście w większym stopniu kieruje się na obszary przebojowe, zaryzykowałbym twierdzenie, że wręcz popowe, chociaż oczywiście nie poprzez swoją formę. Nie jest to jednak ten nurt, który Kaliński wplatał w swoje dotychczasowe single, ale próba umiejętnego wyważenia czegoś pomiędzy „Algebrą” a jego elektronicznymi inspiracjami. „Worship Nothing” to album niezwykle przestrzenny, budowany na syntezatorowych kolażach i subtelnych, nie narzucających się bitach. Dominuje tu raczej senny i trochę oniryczny nastrój, aniżeli klubowa, bardziej zwarta elektronika. Nie jest to więc pop per se, ponieważ Kaliński nie stworzył zestawu radiowych hitów. Jesli już, to sporo tu chilloutowych kawałków, przyjaznych dla ucha, w których jednak muzyk nie idzie po linii najmniejszego oporu, a raczej w dosyć ciekawy sposób konstruuje zwarte i chwytliwe formy. Przebojowy charakter w największym stopniu mają utwory z gościnnym udziałem wokalistów – Synkro, Cian Finn, Lady Katee, Versa czy Sarą Brylewską, ale doskonale uzupełniają się one z instrumentalnymi kompozycjami: syntezatorowymi „Synthesis”, trochę footworkowym, pełnym hit-hatów „Treasure” czy ospałym, stojącym jakby w miejscu „1ne”. Nie jest to pewnością płyta odkrywcza i ciężko rozpatrywać ją w jakimkolwiek stopniu jako wartość dodatnią, do czego bliże było „Algebrze”, ale nie jest to także zestaw banalnych utworów do klubu z miękkimi kanapami. Kaliński stworzył album, którego słucha się przyjemnie, a który jednocześnie nie nuży prostymi rozwiązaniami i łatwymi strukturami. Zwięzły, treściwy i z ciekawymi melodiami.

[Jakub Knera]