Hasła „Girl Power” głosiły już Spice Girls, ale o ile tam był to stricte promocyjny sposób przyciągnięcia publiczności, o tyle wiele współcześnie grających damskich formacji potrafi udowodnić, że pierwiastek żeński może grać z werwą i pomysłem. Do głowy przychodzi mi amerykańskie Wild Flag czy japońskie Nisennenmondai, które koncertowo wypadają rewelacyjnie. Destructive Daisy na żywo jeszcze nie widziałem, ale ich pięcioutworowa epka wydaje się być wystarczającym dowodem na to, że te cztery dziewczyny nie tylko mają moc, ale także potrafią ją przekształcić w ciekawe kompozycje. Same przyznają, że nawiązują do ruchu riot grrrl i to słychać w agresji ich utworów, pędzącej na łeb i na szyję rytmice, szaleńczych riffach, hałasujących talerzach i obłędnym wokalu Audri. Dziewczyny potrafią także z impetem przybrać cięższe i wolniejsze oblicze jak w przestrzennie brzmiącym „Panic” z histeryczną solówką gitarową na samym początku. Nie mam wątpliwości, że nie jest to kolejna pogrywająca sobie kapela, ale zespół z krwi i kości, który wie czego chce i potrafi to w muzyce wyrazić. Brawa.