Gra już od dawna, ale dopiero od pewnego czasu pod szyldem Dat Rayon. Zaskoczył bardzo dobrym albumem „Station Wagon” aby później na długo zamilknąć. Teraz wraca – z nowym wydawnictwem, pod skrzydłami nowego labelu i z nowymi pomysłami. „Motor City” to bardzo dobra płyta. Jej autor opowiada o tym jak powstawała, na ile inspirują go samochody i jak wygląda jego metodologia komponowania.

Jakub Knera: Skoro kilka tygodni temu wydałeś materiał „Junkyard” – ze zbiorem dotychczasowych, archiwalnych numerów, a teraz ukazuje się”Motor City”. Musiałeś mieć w głowie koncept na nową płytę jeśli oddzieliłeś te dwa materiały. Opowiedz proszę jaki zamysł jej przyświecał?

Dat Rayon: Utwory zebrane na „Motor City” powstały w krótkim odstępie czasu i pod wpływem wspólnej inspiracji. Jakiej? Nie jestem pewien. Nie wyznaczam sobie tematu wpływającego na kształt muzyki – raczej odwrotnie. Rdzeniem „Motor City” stało się kilka podobnie brzmiących kawałków, które bezładnie odtwarzane same stały się spójnym klimatycznie setem. Temat upadającego industrialnego miasta chodził mi po głowie od dawna. Zwłaszcza „Tego” miasta z jego wkładem w historię motoryzacji a taki np. Wolfsburg czy inne podobne ośrodki – zupełnie nie istnieje w świadomości ludzi – mógłby bez rozgłosu zapaść się pod ziemię.

Z kolei nic z „Junkyard” nie pasowało zarówno do pierwszej płyty jak i nie nadawało się na kolejną. To tylko zbiór oderwanych pomysłów, audio-szkicownik. Szkoda mi było je po prostu „usunąć w niebyt” dlatego zostały ujawnione przez Zoharum jako ciekawostka.

Nieodłącznym elementem twojej muzyki są samochody i autostrady – czy to w warstwie graficznej czy też dźwiękowej. „Motor City” brzmi jak muzyka drogi, transowa, hipnotyzująca i bardzo przestrzenna. Dobrze oddaje ten charakter tytułowy utwór. Jak to postrzegasz – a jakim stopniu to dla ciebie inspirujące źródło?

Od wielu lat jestem wielbicielem amerykańskiego designu samochodowego i miłośnikiem podróży – raczej podrzędnymi drogami niż autostradami. Podróż ma dla mnie tylko jedno oblicze: samochód. Ponieważ samolotami staram się nie latać – odbierają całą radość z podróży. Są jak fastfood. O pociągach nie wspomnę, chociaż trans i hipnoza do nich pasują, ale nie oferują zbyt wiele wolności wyboru drogi.

Z założenia Dat Rayon to muzyka drogi, więc bez wielkiego wyboru projekt ten ilustrują samochody – te najbardziej pasujące do klimatu podróży. Z automatu wskakuje tu obrazek wielkiego krążownika szos sunącego amerykańską autostradą. Nie do końca o to mi chodziło. Graficznie oddaję hołd pewnemu stylowi, który niestety zanikł. Muzycznie nie inspiruje mnie autostrada czy konkretny model auta. Skupiam się na kreowaniu pewnej nastrojowej przestrzeni a vintage’owy amerykański samochód to tylko symbol pięknego przedmiotu.

Czy towarzyszyło ci pewne założenie co do nastroju płyty? Nie ukrywam, że materiał brzmi bardzo chłodno, nie jest to „miła” muzyka.

Możliwe, że miejscami nie brzmi to przyjemnie. Podróż też nie zawsze jest miła. Jednak z wnętrza bezpiecznego pojazdu wszystko co widzimy i mijamy, nawet jeśli jest niepokojące – nie dotyczy nas. Dzieje się za szybą. Mam nadzieję, że moja muzyka taka jest: odrywa od bezpiecznego miejsca, pokazuje inne, dziwne ale pozostawia w nas świadomość obcowania z czymś co jednak nie jest chore i niebezpieczne a raczej przyjazne tylko obce.

Interesują mnie Twoje zainteresowania muzyczne – jaka muzyka cię inspiruje? Słychać, że podoba Ci się chociażby Deadbeat, ale nowa płyta to sporo muzycznych wątków…

Działa na mnie wiele inspiracji. Od jakiegoś czasu mam w głowie coś co dzieje się na pograniczu muzyki poważnej i laptopowej – bez wymieniania twórców. Po prostu co jakiś czas wpadam w necie na „coś” z tej dziedziny co mnie skrajnie rozwala.

Moją największą oficjalną inspiracją jest ciągle Rhythm and Sound. Deadbeat niczym mnie nie oczarował, chociaż lubię parę jego płyt. W jego muzyce słyszę więcej producenckiego sprytu niż „serca”. Ostatnio zastanawiałem się do czego wracam najczęściej i ze szczerą przyjemnością. W czołówce znalazło się np. Paavoharju z płytą Laulu Laakson Kukista. Jestem też odwiecznym fanem Sonic Youth, a z naszego podwórka uwielbiam Jacaszka. W ogóle ostatnie lata to niezły wysyp talentów na trójmiejskiej scenie elektronicznej. Dziwne, że nikt tego nie chce ogarnąć w jednym labelu.

W jakim stopniu są dla ciebie istotne wątki ambientowe, a w jakim te minimal i dubowe – chodzi mi o proporcje między budowaniem przestrzennego, mglistego dźwiękowego tła, a bardziej rytmiczne struktury. Czy zdarza się, że jeden z tych elementów przychodzi jako pierwszy?

Zwykle zaczynam od rytmu – od najtrudniejszej rzeczy bo nie czuję się za mocny w tym temacie i przychodzi mi to z wielkim bólem. Później redukuję go do minimum i wtedy staje się akceptowalny. Drugim etapem są struktury przestrzenne a kolejnym element dubowy, który nie wszędzie niestety pasuje a z założenia za każdym razem chcę zrobić kawałek dubowy. Realia są jednak inne i muzyka sama decyduje.

28 lutego album „Motor City” ukaże się nakładem gdańskiego wydawnictwa Zoharum.