Delikatne gitary, przywodzące na myśl riffy „Justice for All” Metalliki w utworze „The Truth” łączą się z damskimi i męskimi wokalizami, aby za chwilę w refrenie pojawił się obłędny, makabrycznie wręcz brzmiący growl. A potem znów kolejna zwrotka na taką samą modłę. Tytułowy kawałek jest cięższy – mało ciekawy ale bardziej konkretny w formie, operujący na granicy thrash metalu z wokalizą bliźniaczo podobną do Toma Araya ze Slayera, ale przekrzykiwanie się damsko-męskimi wokalami niestety całkowicie psuje ten efekt. Zupełnie odmienna stylistycznie jest płaska, rockowa „Wyspa” zaśpiewana dla odmiany na modłę rockowej Comy. Ostatniego utworu słucham, ale naprawdę robię to ostatkami sił. LITHIUM to klasyczny przykład zespołu, który chce grać, ale nie ma na siebie pomysłu, więc lepi muzykę ze swoich inspiracji i wypluwa dziwny twór, który tworzy po najmniejszej linii oporu, konstruując go w oparciu o kalki muzyki metalowej. No i wskazuje na ważny problem wielu młodych zespołów: trzeba wiedzieć po co się gra i co się gra. A jeśli nie, to warto to przemyśleć, zamiast tworzyć takie dziwolągi. Dodatkowo gratuluję brak jakiegokolwiek odtwarzacza – bandcamp lub soundcloud to w XXI wieku podstawa. LITHIUM to także doskonały przykład zespołu, który gra dla siebie i nigdy poza grupę znajomych nie zamierza wypłynąć, swoją muzykę udostępniając tym, którzy naprawdę długo będą chcieli jej szukać.

[Jakub Knera]