Najpierw były Poghanky i Sunday Arkestra, którzy w pewnym momencie postanowili połączyć siły. Efektem jest mariaż muzyki elektronicznej i tradycyjnych pieśni z Europy Środkowo-Wschodniej. W 2013 roku można ich było usłyszeć na żywo, teraz swoje nagrania udokumentowali na albumie. Sunday Pagans, bo o nich mowa, próbują przywracać do życia tradycję z Ukrainy, Białorusi i Bułgarii, łącząc ją ze współczesnymi brzmieniami i zróżnicowanymi aranżacjami. O tym, z jakim skutkiem będzie można przekonać się na ich albumie zatytułowanym „Sunday Pagans”. O tym jak powstawał i jakie pomysły mu towarzyszyły opowiada Borys Kossakowski.

Jakub Knera: W jakiej formie jest twoim zdaniem obecna muzyka ludowa? Jest czego słuchać, brzmi ona ciekawie?

Borys Kossakowski: Oryginalna słowiańska muzyka ludowa jest w stanie agonalnym. Na szczęście jest kilkadziesiąt osób, etnomuzykologów, którzy zbierają i archiwizują to, co zostało. Często są to ruchy oddolne, niezwiązane z żadną instytucją państwową. Z tych archiwów korzystają m.in. R.U.T.A., Kapela Ze Wsi Warszawa czy Sunday Pagans. Wszyscy inspirujemy się oryginalnymi, „rootsowymi” dźwiękami, nagrywanymi w wioskach Ukrainy, Polski, Bułgarii czy Białorusi. Jeśli już słucham ludowszczyzny to przeważnie właśnie takiej, ponieważ muzyka zespołów Drevo, Werchowyna czy Dziczka jest przeważnie mało strawna dla przeciętnego człowieka. Mnie ostatnio zaciekawiła Maria Pomianowska.

Czy tradycyjnym pieśniom i brzmieniom jest potrzebna nowa, uwspółcześniona formuła? Czy dzięki nowym brzmieniom, przekaz może być silniejszy?

Nie wiem czy taka formuła jest potrzebna. Mnie te pieśni same wybrały. Gdy słuchałem ich po raz pierwszy, doznałem tak silnego wzruszenia, że poczułem, że muszę coś z tym zrobić. Najpierw sam śpiewałem na warsztatach u Jacka Ozimka i rozmyślałem o tym, jak wykorzystać te doświadczenia. Nie posiadam głosu tak wyćwiczonego, żeby je śpiewać, więc pomysł leżał przez kilka lat w mojej głowie. W 2011 roku powstał mariaż zespołów Sunday Arkestra i Poghanky, który później przerodził się w Sunday Pagans. Efekt końcowy jest dla nas dość zaskakujący i wynika ze spotkania takich, a nie innych osób. Byłem inspiratorem spotkania, ale gdy słucham tej muzyki, widzę, że jest wspólnym dziełem wszystkich członków zespołów, a jego osią jest oczywiście głos Ani i Zuzy. Nasz przekaz nie może być silniejszy niż oryginał, bo ten ma siłę huraganu. Ale może być bardziej komunikatywny, zwłaszcza że dziewczyny w niektórych momentach świadomie postanowiły zrezygnować z tradycyjnych technik wokalnych.

Jak doszło do zjednoczenia wspomnianych przez ciebie zespołów i gdzie postanowiliście szukać punktów wspólnych do stworzenia czegoś nowego – czy jest to śpiew po ukraińsku, bułgarsku i białorusku czy współczesne brzmienia? Skąd myśl, żeby oba te wpływy połączyć?

Pomysł na stworzenie muzyki inspirowanej pieśniami ze Wschodu przyszedł do mnie na wspomnianych warsztatach Jacka Ozimka. Kilka lat później poznałem Anię i jej głos absolutnie mnie oczarował. Oboje przypadliśmy sobie do gustu i postanowiliśmy współpracować. Pierwszy nasz koncert zorganizowaliśmy spontanicznie, po jednej próbie. Z tamtego składu poza Anią i mną ostała się jeszcze Zuza Ostrowska. Po wielu różnych perturbacjach rozpoczęliśmy pracę jako kwintet. Punktem wyjścia były dla nas zawsze pieśni, które traktowaliśmy jak tematy do improwizacji. Melodie i teksty są oryginalne lub zbliżone do oryginalnych – takich jakie były wykonywane przez ostatnie kilkaset lat. Współczesne brzmienia pojawiły się razem z dołączeniem do składu Jacka Prościńskiego i Michała Miegonia, to ich naturalny język wypowiedzi. Zresztą Ania też się pasjonuje nowymi brzmieniami i słucha Jamesa Blake’a czy Chelsea Wolfe. To wszystko jest po prostu wielką skarbnicą muzyczną i nie ma znaczenia czy łączysz jazz z rockiem czy folk z elektroniką.

Jakie teksty śpiewają dziewczyny – tradycyjne czy autorskie? Dlaczego akurat wybrały te języki i postanowiliście w całości odciąć się od polskich tekstów tradycyjnych?

Wszystkie pieśni mają tradycyjne teksty. Co do polskich tekstów – sam nad tym boleję, ale czuję, że coś albo ktoś nas od naszych korzeni odciął. Polskie pieśni, te które poznaliśmy dotąd, nie oddziaływały na nas tak mocno, jak ukraińskie czy rosyjskie. Skąd to się bierze – nie wiem. Próbowaliśmy szukać czegoś po polsku, ale nie znaleźliśmy.

Na ile w warstwie muzycznej staraliście się nawiązać do tradycyjnych melodii ukraińskich, białoruskich i rosyjskich? Wiadomo, że mają one specyficzny układ, rytm i aranżacje. Czy próbowaliście się z tym zmierzyć czy muzyka powstała niezależnie od tzw. tradycji?

Melodie są w 80 procentach oryginalne, jest kilka drobnych zmian, jeśli chodzi o same linie melodyczne. Charakterystyczna jest dla tych śpiewów jeszcze odpowiednia technika wokalna, czasem nazywana śpiewem białym, choć fachowcy coraz mniej chętnie z tej etykiety korzystają. Muzyka którą gramy powstawała za każdym razem na bazie oryginalnych kompozycji, choć zdarzyło się, że kilka pieśni „odpaliliśmy” bez przygotowania, podczas improwizacji. Zespół grał, a Ania przypomniała sobie coś i zaczynała śpiewać. Pieśni w oryginale nie miały żadnej aranżacji, były wykonywane a capella. Co do rytmów – trochę się męczyliśmy na początku z podziałami na 7 czy 9, ale udało się! Ale przecież nieparzyste metra stosuje się od lat i nie trzeba daleko szukać – bardzo lubi je np. Wojtek Mazolewski.

Jak odnajdujecie się w towarzystwie artystów takich jak chociażby Kapela ze Wsi Warszawa, Mosaik, Village Kollektiv czy trójmiejski ROD, którzy łączą tradycyjne brzmienia, słowa i instrumenty z współczesną muzyką?

Trudno mówić „my”, bo każdy postrzega to inaczej. Ja na przykład bardzo lubię Kapelę Ze Wsi Warszawa, a Ania nieszczególnie. Różnorodność pod względem artystycznym cieszy, pod względem komercyjnym już nie, bo jest więcej konkurencji (śmiech). Z tego co wiem Zuza nagrywała coś dla R.O.D., ich wokalista Mokas, to jej dobry przyjaciel. Znam osobiście Szaję, Praczasa, poznaliśmy też Weronikę Grozdew-Kołacińską, żonę Praczasa. Lubimy się, więc chyba to dobre towarzystwo (śmiech).

Płyta Sunday Pagans ukaże się 18 stycznia nakładem Karrot Kommando.