GARS wracają rok po wydaniu debiutanckiego albumu w iście apokaliptycznym nastroju. Druga płyta jest cięższa, powolniejsza, a przez to także bardziej spokojna, ale też przygnębiająca. Zespół po raz kolejny mierzy się z rzeczywistością, z hardkorową werwą walcząc przeciwko systemowi, tym co nas otacza, czy „układowi”, o którym wspominają na otwarciu. Jednak przypominają, że „to miasto będzie nasze” i że trzeba o nie walczyć, co z perspektywy wrzeszczańskiego budżetu obywatelskiego i kwitnąco działających rad dzielnic w Gdańsku brzmi nawet sensownie. Mam jednak wrażenie, że czasem te antyglobalistyczne i sprzeciwiające się teksty są trochę zbyt naiwne. O wiele bardziej przekonuje mnie część muzyczna tej płyty, bardziej spójna niż poprzedniczka, przez swoje tempo i układ utworów, z bardziej zwięzłą i ciekawą narracją. O wiele lepiej na ich tle brzmi wokal, a raczej w większości przypadków krzyk Przemka Lebiedzińskiego, który z jednej stronie wyraża wściekłość i melancholię, a z drugiej trochę bezsilność, która kończy się na wykrzykiwaniu rewolucyjnych haseł. „Gruzy absolutu rewizja symboli” to sprawnie przygotowana płyta, rzadko wpadająca w muzyczne mielizny, a dzięki swojej ciężkiej motoryce zachowująca świetny klimat. Tylko konia z rzędem temu, kto zapamięta tytuły wszystkich utworów, które są sześciocyfrowymi datami.

[Jakub Knera]