Kolejny zespół na mapie Trójmiasta (chociaż w dużej mierze z Lidzbarka Warmińskiego), w którym palce macza Piotr Gibner, wokalista takich formacji jak Proghma-C czy Kręgi. Moose the Tramp to zdecydowanie jego najłagodniejsze jego oblicze, chociaż zerpół to nie tylko on, ale jeszcze czterech muzyków.

Z jednej strony siedmioutworowa epka brzmi bardzo mocno rockowo i potężnie – „Wherever the Sun Roam” przypomina mi dokonania Sparty. Z drugiej strony kwintet świetnie rozszerza swoje działanie na obszary akustyczne – hipnotyzujące „Hurdy-Gurdy” (z jednej strony przypominające Jamesa Blackshaw, z drugiej polskie Twilite) jest świetnym wstępem do rozwiniętego potem „La Rue”, opartego na tym samym gitarowym riffie. Najciekawsze w tym trzydziestominutowym wydawnictwie jest to, jak „Łosie” świetnie potrafią budować narrację i uwypuklać jej dramaturgię, pełną zmian i różnych tematów. „Five” świetnie to ukazuje jedynie w wersji akustycznej, a siedmiominutowe „Tastes” eksploduje, ale liczne zmiany tempa i wielorakość motywów, najdobitniej pokazują, że Moose the Tramp tworzy ciekawe, pomysłowe i niebanalne kompozycje.

[Jakub Knera]