Pamiętam, że druga odsłona projektu Pure Phase Ensemble podobała mi się o wiele bardziej od pierwszej. Tyle, że pierwszą słyszałem wyłącznie na płycie, więc nie do końca trafnie mogę porównywać oba koncerty. Ale Pure Phase Ensemble 2 wydane właśnie przez Nasiono Records nie brzmi źle, mimo że słucham tego materiału świeżo po koncercie PPE3, który wypadł najlepiej z dotychczasowych. I jednocześnie obnaża niedostatek materiału z grudnia 2012 roku. Przepełniony testosteronem skład skonstruował głównie rockowe, rozwijające się w formule krautrocka kompozycje, które cechuje podobna struktura. Jedynie utwór „Flip – Eno“, oparty na motywie zagranym przez Macieja Wojnickiego odstaje od reszty i zdaje się najbardziej intrygować. Poza nim zdaje się jednak u muzyków dominować przekonanie „będzie lepiej jak zrobimy głośniej“ co niestety sprawia, że jest to materiał mało żywy i różnorodny. Szkoda, że tak mało słychać tam chociażby Oli Rzepki, która w zaledwie jednym utworze wysuwa się na pierwszy plan, podobnie jest z klawiszami Rafała Wojczala z Trupa Trupa. PPE to płyta wyłącznie rockowa, na dodatek dosyć jednostajna i monotonna. Na kiepski rezultat jej odbioru wpływa także fakt, że trwa ledwo 30 minut co w przypadku dosyć sporej powtarzalności pomysłów, działa na jej niekorzyść. Kuleje także jakość nagrania – wiem o problemach technicznych ale PPE wymaga starannej dbałości o to, aby materiał był rejestrowany w należytej formie. Tej płyty najzwyczajniej w świecie nie najlepiej się słucha, co w połączeniu z niezbyt wyszukanymi kompozycjami działa na jej sporą niekorzyść. Zwłaszcza w kontekście koncertu Pure Phase Ensemble 3, który miał miejsce tydzień temu. Liczę, że ten materiał ukaże się o wiele szybciej.

[Jakub Knera]