Pamiętam koncert Natalii Grzebały w holu dworca PKP na festiwalu Streetwaves przed dwoma laty. Później pamiętam jej kilkakrotne koncerty z zespołem Rozumu Bękart. Jak sama mówi, w dzieciństwie jurorzy konkursów muzycznych nie chcieli wręczyć jej żadnego wyróżnienia, aż w końcu się nad nią ulitowali; potem Natalia skończyła gdańską Akademię Muzyczną. I wydaje epkę złożoną z pięciu samodzielnie skomponowanych utworów, do których śpiewa teksty trójmiejskiej poetki, Barbary Piórkowskiej. Melodie są oszczędne, spokojne i dosyć nostalgiczne, a teksty artystka dobrała według na tyle uniwersalnego kryterium, że kobieca perspektywa wśród tych pięciu kompozycji nie przytłacza. Słyszę jednak na tej płycie dwie odsłony Natalii, z których sugestywnie przemawia do mnie tylko jedna z nich. Najpierw o tej, która nie przemawia, a która zdominowała drugi, trzeci i czwarty utwór. To Natalia, które śpiewa trochę puszczając oko, ironizując, wiernie przenosząc klimat wierszy Piórkowskiej, które wielokrotnie są odrobinę żartobliwe i prześmiewcze. Ale gdy artystka je śpiewa, sprawiają wrażenie trochę komicznych, może nawet kiczowatych, kabaretowych i budowany tutaj dystans nie wpływa na nie dobrze, a raczej pogłębia ich banalność. Za to gdy słucham „(najmilszy pisze do Ciebie…)” i „Dla mych przyjaciół”, to jak wykonuje je artystka (nawet pomimo dosyć specyficznej barwy głosu), robi na mnie bardzo duże wrażenie – przebija z nich smutek, nostalgia czy melancholijna, depresyjna mgiełka. Nie są wesołe, ale mają w sobie ogromną dawkę emocji, którą podkreśla bardzo oszczędne i trafne instrumentarium. Taka Natalia brzmi szalenie przekonująco, pozostaje w pamięci i chce się do jej piosenek wracać wielokrotnie.

[Jakub Knera]