Kasia Lins przeciera w Polsce szlaki dla muzyki soulowej, która co prawda jest nad Wisłą obecna, ale wydaje się, że trochę w małej dawce. „Take my Tears” to wynik kolaboracji z twórcami zza Oceanu: Zoro the Drummer, perkusistą Lenny’ego Kravitza oraz zespołem Tower of Power i producentami z amerykańskiego studia Ocean Way Recordings. Ciężko powiedzieć o tym materiale, żeby brzmiał współcześnie –  wspomniani artyści raczej zadbali o jego produkcję i brzmienie, ale z perspektywy oldskulowego, pop-soulowego spojrzenia. Nie należy tego jednak w żadnym wypadku odczytywać jako zarzut, ponieważ album jawi się jako zbiór ciekawych kompozycji, utrzymanych w piosenkowej formie, z naznaczeniem soulowo-nostalgicznego nastroju. Kasia Lins, absolwentka gdańskiej Akademii Muzycznej, śpiewa o swoich miłosnych perypetiach przy akompaniamencie gitary elektrycznej, fortepianu i perkusji, czasem uzupełnianych innymi instrumentaliami. W rezultacie „Take my Tears” jest płytą prostą, dosyć surową, ale pełną ciekawych, chwytliwych i wpadających w ucho melodii. Nie jest jednocześnie płytą banalną i schlebiającą gustom odbiorców muzyki pop. Jednak widzę w niej potencjał na dalszy rozwój Lins, dla której to początek drogi, ponieważ jej talent w pełni dopiero się objawi.