Było o niej głośno gdy grała z zespołem Rozumu Bękart. Potem pojawiała się tu i ówdzie, zamilkła, aż wreszcie wróciła z solowym projektem, po prostu jako Natalia Grzebała. Aż wreszcie, pod okiem Michała Jacaszka wydała „Piórko”, na które składa się pięć utworów z tekstami autorstwa Basi Piórkowskiej. Dlaczego jej tekstami i skąd Natalia Grzebała w ogóle się wzięła, dowiecie się niżej.

Jakub Knera: Pamiętam cię z pierwszych koncertów Rozumu Bękarta. Skąd wzięła się Natalia Grzebała? Czy to był Twój pierwszy zespół, grałaś gdzieś wcześniej?

Natalia Grzebała: Rozumu Bękart to mój wielki sentyment. Pierwszy zespół, gdzie czułam, że identyfikuję się z tym co robię na milion procent, mimo ścierań i różnic charakterologicznych – każdy z członków to niezły gagatek. Muzycznie działam od czasów pierwszych kolonii w Grabowie, gdzie nigdy nie udało mi się wygrać żadnego konkursu piosenki. Raz nawet pamiętam, że gdy nie zajęłam żadnego miejsca to wybiegłam z rykiem i w końcu dali mi z litości jakąś nagrodę. W liceum śpiewałam w rockowej Prohibicji, grałam na bębnie w straszyńskim zespole pieśni i tańca Jagódki, później kładłam akordy w reaktywowanym Call Systemie i waliłam na surdzie w Samba Rhytm of Resistance. W międzyczasie skończyłam Akademię Muzyczną w Gdańsku na kierunku Jazz i Muzyka Rozrywkowa, jednak chyba byłam zbyt leniwa na jazz i już wtedy lubowałam raczej w nieskomplikowanych smutnych piosenkach o pozornie skomplikowanych miłościach.

Po Bękarcie postanowiłaś działać solowo. Dlaczego? Jest Ci potrzebny minimalizm czy ważniejsza jest niezależność i kontrola nad wszystkim?

Działanie solowe jest niezamierzone. Po półrocznym pobycie w Nowym Jorku potwierdziło się, że nie ma ludzi niezastąpionych i zespół ma nowego klawiszowca, z którym chce kontynuować współpracę. Serce mi krwawiło, ale było to do przewidzenia. Rozstaliśmy się w pokoju, na otarcie łez dostałam jedną piosenkę i tak skończyło się nasze wspólne bycie. Bandowi dużo zawdzięczam, pisanie solowych utworów na serio zaczęło się właśnie w momencie gdy powstał zespół, więc można powiedzieć, że to była taka linia poboczna działania w nim. Wychodzę z założenia, że dużo fajniej jest grać z kimś, więcej się uczysz, jest ciekawiej, masz większą motywację, no i ze ścierania się różnych osobowości powstaje zupełnie nowa jakość, czasem coś co przerasta wyobrażenie na temat własnych upodobań czy możliwości. Granie samemu ma plusy głównie organizacyjne, ale na dłuższą metę wiem, że wolałabym grać z innymi ludźmi. Do depresyjnych piosenek pasuje mi nienachalna perkusja i elektronika, ale oprócz pojedynczych projektów z Jackiem Kuleszą czy Kubą Kristo nie poczyniłam żadnego kroku by zwabić do siebie na stałe jakiegoś muzyka.

Zdecydowałaś się jednak, że Twoje utwory będą opierać się na tekstach Basi Piórkowskiej? Dlaczego ta autorka i dlaczego stwierdziłaś, że nie chcesz pisać własnych liryk?

Ostatnio po koncercie ktoś zadał mi to pytanie. A ja naprawdę nie wiem czemu Basia, po prostu trafiły do mnie jej wiersze. Wcześniej też wygrywały cudze teksty, nie tylko poezję, ale po prostu to co wpadło mi w oko lub ucho. W swoim repertuarze mam zarówno klasyków (Puszkin) jak i kolegów (Staś Anarchista, Rozumu Bękart). Sama tekstów nie piszę, choć chodzi mi to po głowie. Jestem łapaczem słów, mam ze 4 notesy i tysiąc kartek samoprzylepnych z ładnymi frazami bez ładu i składu, może kiedyś z tych zlepów powstanie epokowy tekst. Póki co grafomańsko wystarcza mi fejsbuk. Zdarza mi się, że ktoś podsyła mi swoje teksty by może coś z nimi zrobić, to bardzo miłe.

Jak dobierałaś teksty na płytę, czym się kierowałaś? Czy tworzyłaś melodie pod słowo czy dopiero później dopisywałaś teksty?

Pierwszą piosenką do „Piórka” było „Wykwintne”, powstała niezamierzenie dosłownie w dwie minuty. Czytałam niewydane jeszcze wtedy wiersze, podeszłam do pianina i poszło. Potem było ciężej, szukałam wierszy w miarę rytmicznych, oczywiście takich co się z nimi w jakiś sposób identyfikuję. Kłopot z wierszami Basi jest taki, że bardzo wyraźnie czuć w nich kobiecą rękę, co nie do końca w śpiewaniu mi odpowiada. Starałam się wybrać teksty bardziej uniwersalne. Melodia po jakimś czasie znajdowała się sama. Rzadko, ale zdarzyło, że popełniłam świętokradztwo zmiany tekstu by bardziej wpasował się w piosenkę.

Zastanawiam się na ile w Twojej twórczości jest miejsca na powagę, a ile na humor czy wręcz kabaret. Chociaż na epce, zdecydowanie przeważa to pierwsze, są momenty kiedy całość brzmi trochę mniej poważnie, uśmiechasz się do słuchacza. A może się mylę?

Depresyjne piosenki o miłości to tylko konwencja. Myślę, że o ile epka jest nastrojowa i jak to określiłeś poważna, to moje koncerty poważne już nie są, nie tracąc na swej nastrojowości. Lubię angażować w występy publiczność, gadać o piosenkach, wprowadzać niespodzianki typu upierdliwy słuchacz, który chce chce „Ona tańczy dla mnie”. Gdybym podchodziła serio do tego co śpiewam, już dawno skoczyłabym z okna. Co nie znaczy, że nie śpiewam najszczerzej jak tylko umiem.

Fot. Anna Bloda.