Bruno Światłocień mają bardzo duży potencjał. Ciekawe, gęste, łączące rock z noisem kompozycje, nie tak proste formy utworów, pewien gitarowy brud, który ciekawie łączą z elektronicznymi bitami w warstwie rytmicznej. Bruno inspirują się wątkami shoegaze’owymi i nowofalowymi, trochę nieśmiało próbując szukać swojej niszy i sposobu grania. „Czerń i cień”, tak jak wskazuje tytuł, jest płytą mroczną, zanurzoną w ponurym brzmieniu, bardzo ciężkich riffach („Zwierzęcy los”), czasem dla kontrastu przełamaną lżejszymi utworami, często bezpośrednio wskazującymi inspiracje muzyczne („Low”, „Mogwai”). Słucha się tej płyty z zaciekawieniem, tym bardziej dlatego, że Bruno próbują tworzyć liryki w ojczystym języku – nie zawsze im to wychodzi, nie zawsze wyraźnie słychać o czym opowiadają, z powodu masy zniekształceń nakładanych na wokale Bronisława Ehrlicha. Ale brzmi to docyś oryginalnie, czasem wręcz lekko industrialnie, metalicznie, szeleszcząco i chropowato. To również zasługa brzmienia tego materiału, za które odpowiada Michał Miegoń z Kiev Office i The Shipyard. Przyznam, że nie zawsze kompozycje produkuje w sposób, który mi się podoba, ale dzięki temu Bruno zachowuje pewien unikalny styl i ma doskonałą okazję do budowania swojego języka. Na tle gitarowych kapel to zespół ciekawy i dosyć oryginalny, aczkolwiek swój potencjał może rozwinąć jeszcze bardziej i w jeszcze lepszej formie objawić się światu.

[Jakub Knera]