Kinki zdają się być odtrutką na powtarzane przeze mnie jak mantra hasło „w Trójmieście brakuje ciekawych młodych zespołów jazzowych”. Oczywiście nie zapominam o Fang Akompaniament, ale Kinki prezentuje zupełnie inny nurt – tworzy muzykę bardziej otwartą, mierzącą się z improwizacją, a ponadto obficie czerpiącą z dorobku rocka. Ich kompozycje nierzadko są wypełnione ciężkimi brzmieniami – gęstą sekcją rytmiczną basu i wyrazistymi, potężnie brzmiącymi riffami. Kinki tworzą swego rodzaju muzyczny Blitzkrieg – atakują mięsistymi kompozycjami, w których różnicują brzmienie, toczą walkę gdzieś pomiędzy jazzem a rockiem, które zaciekle ze sobą rywalizują, co przynosi doskonały efekt. Momentami „El Museo De Las Momias” przypomina wczesne, bardziej rockowe nagrania Pink Freud lub Baaby, kiedy indziej blisko im do Niechęci, w swojej psychodelicznej, zawadiackiej i bezkompromisowej odsłonie. Doskonale brzmiąca, przestrzenna trąbka na ciężkie riffy wpasowuje się znakomicie, co w efekcie przynosi muzykę dojrzałą, wielogatunkową, ale też dość nieoczywistą. To że Kinki ma szansę być ciekawym i wyrazistym zjawiskiem, potwierdza też ich poprzednie wydawnictwo na bandcamp, zarejestrowany materiał live. Chętnie posłucham ich na żywo.

[Jakub Knera]