Ninja Tune swoje złote czasy zdaje mieć za sobą i wytwórnia ta w ciągu kilku ostatnich lat z trudem jest w stanie zaskoczyć jakimś nowym i ciekawym materiałem. Pierwsze odczucie towarzyszące mi przy słuchaniu muzyki Fang Akompaniament to właśnie skojarzenie ze złotymi latami tego londyńskiego labelu. Gdyby ten materiał powstał dekadę temu brzmiałby świeżo i intrygująco, teraz jest zaledwie interesujący. Ale to nie znaczy, że jest zły i przejdzie się obok niego obojętnie. Fang Akompaniament wykorzystuje narzędzia dostępne już kilkanaście lat temu, rewolucji nie czyni – w końcu w 2013 roku tworzy muzykę, metodologicznie podobną do tej którą wrocławski Skalpel przygotował w 2004 roku. Wtedy materiał ten był czymś wyjątkowym i osobliwym, teraz „ACIDtoJAZZ” wydaje się być jego echem, powtórką z rozrywki (tym bardziej, że pod względem formy znacząco nie różni się od wydanego jesienią „Sofa Trip Backgrounds” pod tym samym szyldem), a jednak, wciąga. Pięć nagrań przygotowanych w trochę roboczej wersji, chociaż brzmiącej nie najgorzej, ciekawie akcentuje wątki między acid jazzem, downtempo i subtelną elektroniką. Bardzo nastrojowe utwory zawierają masę warstw i brzmień, opartych na sztywnym, zapętlonym rytmie. Wystarczy posłuchać takiego „Mufucka self”, który kwaśno zapętlony raz wyznacza rytm z partią talerzy w tle, kiedy indziej zacina się na krótkim samplu. Bo „ACIDtoJAZZ” to przede wszystkim dobry popis samplingu i erudycji artysty, czerpiącego z wielu gatunków i estetyk. Ale warto przewertować swoje pomysły, bo Fang Akompaniament ma ogromny potencjał i smykałkę to ciekawych melodii. Jest dobrze, ale może być jeszcze lepiej, mamy w końcu 2013 roku i nu-jazz uległ redefinicji już kilkakrotnie, może pora przedefiniować go po raz kolejny?

[Jakub Knera]