Nieprzypadkowa jest nazwa tego zespołu – może to banalne stwierdzenie, ale Vulgar brzmi wulgarnie. Gwiazdek na niecenzuralne słowa na okładce płyty można by umieścić całą masę – są blowjoby, slutsy, fuck show, motherfuckery czy cocksuckery, czyli całe hedonistyczne piekło. A o wszystkim Vulgar opowiada w iście piekielny sposób, pędząc na złamanie karku. Gęsty i mosiężny bas robi wrażenie już w pierwszym po intro utworze, a tego w jak szalony i nieokiełznany sposób na perkusji gra Michał Gos, po tym muzyku bym się nie spodziewał. Vulgar niby oscyluje między thrash metalem i punkiem, ale naznacza te gatunki swoim spojrzeniem. Sami wymyślili na wykonywaną muzykę określenie „satanic porno punk” i ono pasuje mi o wiele lepiej, nawet jeśli to jedynie słowo-wytrych.

Vulgar czerpie inspiracje z Motorhead, Danzig czy Slayera (wokal Krzysztofa Sadowskiego w „Tschenstochau” brzmi wręcz jak Tom Araya) a czasem Metalliki (końcówka „Kreuz Raus!” aż kojarzy mi się z ich utworem „Orion” – ciekawym odniesieniem jest fakt, że Orion z Behemotha pomagał przy produkcji tej płyty), ale Vulgar nie kopiuje bezmyślnie patentów metalowych kapel z ostatnich 30 lat. Wprost przeciwnie, mieli je na miazgę i wypluwa w postaci krótkich i zwięzłych utworów. Osiem kawałków, które się tu znajdują nie przekracza dwóch minut, cztery osiągają maksymalnie pułap 2,5 minuty, a zaledwie cztery wykraczają poza 180 sekund. A do tego dochodzą metalowe solówki, obłędne zdarte wokale, ale też urozmaicenia jak „Gentleman prefers sluts”, które z dęciakami i instrumentami smyczkowymi brzmi jakby do Sopotu przyjechała Lydia Lunch.

„We Have Come To Kill You” uświadamia mi, że o tym czy płyta jest ciekawa często świadczy fakt, że można wiele o niej napisać, a także znaleźć masę punktów odniesienia i muzycznych wątków. W przypadku „We Have Come to Kill You” tak właśnie jest i to najlepiej o niej świadczy.

Utwór “Tschenstochau”:
youtube.com/watch?v=IK6SHx4TniA

[Jakub Knera]