Po długiej przerwie tczewski zespół powrócił w składzie czteroosobowym, podobnie jak przed pierwszą płytą, z epką – nie taką krótką bo trwa ona ponad 24 minuty. Już po pierwszych dźwiękach „Coast is Clear” słychać, że kwartet skręcił w trochę innym kierunku, niż ten w którym zmierzał na dotychczasowych nagraniach. Nie atakuje hałaśliwymi ścianami dźwięku, nie zmienia nastrojów z minuty na minutę, przez co bliżej im chociażby do Balmorhea niż do Explosions in the Sky. Jednocześnie kompozycje nie rażą tak prostymi patentami i rozwiązaniami jak miało to miejsce na ich debiucie „Confabulations”. Otwierający płytę utwór swój motyw zmienia trzykrotnie – w pierwszej części jest quasi-improwizowaną strukturą, w drugiej przyjmuje bardziej powiewny i piosenkowy charakter, aby w finale w formie rozwijającej się mantry, łączącej połamane zagrania na perkusji i kilka warstw przeplatających się w tle gitar, nie uderzyć z impetem na końcu, ale wciągnąć i wypluć słuchacza swoją transowością. Podobne rozwarstwienie gitar jest w „Curtains”, które zwraca uwagę minimalizmem i trochę zwolnioną, nie-piosenkową warstwą rytmiczną, która formuje się w trakcie trwania utworu. „Still Glowning” natomiast jest bardziej motorycznym utworem, złożonym w warstwach, przez co blisko mu do pierwszych nagrań CSU, ale zachowuje lekkość.

„EP2” traktuję raczej jako zarys pomysłów, wskazanie kierunków, które interesują Tczewiaków. Zdecydowanie uwypukla się tu kompozycja, większe zaaranżowanie, a także nacisk na brzmienie, za które odpowiada Michał Kupicz. Mało jest tu miejsca na epatowanie patosem, emocjonalne ściany dźwięku i strukturalne zrywy, do czego zespół przyzwyczaił już wcześniej. Więcej za to wyważenia i grania z rozmysłem, ale w co to się właściwie przekształci, przyjdzie jeszcze poczekać, aż CSU w pełni wykrystalizuje się w swojej nowej formie.

[Jakub Knera]