Ciężko się było tego spodziewać, ale największy i najbardziej komercyjny festiwal, jest w tym roku zdecydowanie najmocniejszy.

Alter Art po przeszło dekadzie działania nie za często może napisać „po raz pierwszy w Polsce” przy okazji Open’era, bo odkąd działa Open’er i cała masa kolejnych festiwali, które w ciągu ostatnich kilku lat wyrosły jak grzyby po deszczu, większość najciekawszych, najbardziej przyciągających zespołów już nad Wisłę ściągnięto.

Ale właśnie w tym momencie Open’er się odnajduje i po błądzeniu czy też stagnacji sprzed dwóch-trzech lat, obiera prawdopodobnie najlepszą drogę dla muzycznej imprezy, ściągającej dziennie po kilkadziesiąt tysięcy osób. Dlaczego?

W tym roku organizatorzy nie reklamują imprezy gwiazdami pop (może poza Rihanną, dodatkowym koncercie po całym festiwalu), ale prezentują bardzo spójny i przemyślany program. Koncert Blur był w Polsce długo wyczekiwany, a jeśli dodać do nich Queens of The Stone Age oraz Nick Cave and the Bad Seeds, otrzymujemy najlepszy od dawna rockowy trzon festiwalu. Fakt, miłośnicy elektroniki mogą być zawiedzeni, bo kolejne zespoły – Tame Impala, The National i Arctic Monkeys – to również gitary. Ale przy tej szóstce artystów doskonale widać, że Alter Art ułożył program, stawiając na mocną rozpoznawalną alternatywę. Poza Blur i Nickiem Cave nie ma tu raczej nazwisk rozpoznawalnych wśród masowego odbiorcy.

Po artykule Piotra Lewandowskiego „Deszcz festiwalowych dotacji” coraz bardziej wzrasta dyskusja na temat miejsca polskich zespołów na rodzimych festiwalach. Na katowickim Off Festivalu ich występy w większości kończą się przed godziną 17. Open’er na całe szczęście nie powiela tego trendu: w Gdyni są cztery sceny, dokładnie tyle samo co w Katowicach (klubowej, którą traktuję jako swego rodzaju przerywnik pomiędzy koncertami, nie liczę), dzięki czemu wielu rewelacyjnych polskich wykonawców występuje w tzw. „godzinach szczytu”. Plum będzie konkurencją dla Savages i Editors (dla mnie osobiście jest zespołem zdecydowanie lepszym niż oba razem wzięte), a Fuka Lata będzie zamykać drugi dzień imprezy po Nicku Cave & The Bad Seeds, o 1 w nocy czyli porze w której ich muzyka najlepiej się sprawdza. Kixnare będzie odtrutką dla znudzonych rockiem The National i Hey, a wcale nie jest powiedziane, że UL/KR będzie miało o wiele mniej publiczności z powodu odbywającego się w tym samym czasie koncertu Animal Collective.

Open’er rozbudowuje program. Co prawda słuchanie muzyki współczesnej (rok temu Penderecki, w tym roku Reich) w tłumie ludzi pijących piwo, wydaje mi się dyskusyjne i lepiej na tego typu występ nadawałaby się filharmonia albo przynajmniej namiot teatralny, który stanie w Kosakowie, to muzyczne atrakcje rozwija się na innych polach. Spektakl teatralny „Courtney Love” opowiadający o Nirvanie, „Nancy. Wywiad” poświęcony Sidowi Vicious z Sex Pistols, premierowy w Trójmieście pokaz filmu „Miłość” opowiadający o trójmiejskim zespole o tej samej nazwie, koncerty rozgrzewające w Sali Dworca Głównego PKP wzorowane chociażby na barcelońskiej Primavera Sound. Oczywiście do powyższego można doliczyć Muzeum, designerską część festiwalu, akcję Pawła Althamera, ale to działania bardziej artystyczne niż muzyczne.

A muzycznie, festiwal prezentuje się najlepiej od dobrych kilku lat. Program jest przemyślany, sensownie ułożony (nie ma co narzekać, że dwa wyczekiwane zespoły grają o tej samej porze – takie są prawa festiwali) i dla mnie o wiele ciekawszy niż zestaw artystów zaproszonych na tegoroczny Off, z którym ideowo czuję się bardziej związany. Ale w wyżej wymienionych aspektach – ciekawym programie, umiejętnemu wpasowaniu w program polskich artystów i stałe rozwijanie formuły – Open’er jest na zdecydowanie lepszej pozycji.

[Jakub Knera]