Grają już dwadzieścia lat, a dopiero w tym roku wydali pierwszą płytę. Nabijają się na niej ze społeczeństwa, szydzą, ale potrafią trafnie puentować rzeczywistość. Paweł Paulus Mazur i Darek Brzózka Brzóskiewicz przygotowali płytę „Wakacje w Westerplatte”, która ukazała się nakładem Oficyny Biedota. Pierwszy z nich opowiada poniżej o zespole, jak powstawał materiał i patrzeniu na świat poważnie.

Jakub Knera: Traktujecie siebie poważnie czy nie? Z powodu formy, słuchacze mogą Was postrzegać z przymrużeniem oka, chociaż niekoniecznie z powodu treści. Jak to postrzegacie?

Paweł Paulus Mazur: Traktujemy siebie jak najbardziej poważnie. Inaczej nie wydalibyśmy tej płyty. Sprawa postrzegania nas przez pryzmat naszych nagrań czy naszej twórczości to oczywiście rzecz względna. Benny Hill, legendarny już satyryk brytyjski, rozśmieszał w swych programach telewizyjnych kilka pokoleń widzów, a tak naprawdę w życiu prywatnym był ponurakiem i satrapą. Dzisiejsze czasy to miks wszystkiego ze wszystkim, w muzyce również. Style są mieszane przez twórców na potęgę, a nawet dochodzi do tego że dready noszą ludzie którzy nie wiedzą kim jest Bob Marley. Dlatego nie tłumaczymy ludziom o co nam chodzi, jak to mają w zwyczaju niektórzy muzycy. Albo ktoś to łapie albo nie i tyle.

Jak powstawał materiał „Wakacje na Westerplatte” i z jakiego jest okresu? Skąd pomysł, żeby go wydać właśnie teraz?

Część materiału powstawała na początku lat 90-tych oraz od roku 2005. Z wydaniem płyty nosiliśmy się już od lat 90-tych, ale zawsze gdzieś ten pęd do wydania malał. Próbowaliśmy poprawić trochę materiał w studiu Biodro Records Tymona Tymańskiego, ale Rysiek za bardzo ingerował w strukturę i klimat piosenek – co by nie mówić, ma skrzywienie dżezowe. W roku 2005 wysłałem Darkowi 10 kompozycji, gdy był już mieszkańcem stolicy, ale przez rok nic z nimi nie zrobił. Nagle w roku 2006 Brzoza napisał 10 tekstów w ciągu jednego dnia! (najwyraźniej  dostał olśnienia oraz musiał mieć superwenę bo teksty są naprawdę dobre). Szybko wynalazł w Warszawie Wojtka Samplaire Chołaścińskiego który zmasterował nagrany przeze mnie na komputerze Amiga materiał oraz dograł w czasie sesji studyjnych wokale i chórki. Na początku tego roku Darek porozumiał się z szefem wrocławskiego wydawnictwa Oficyna Biedota i tak oto nasza pierwsza wspólna płyta wyszła w 2013 roku.

Co w Waszym przypadku powstaje na początku – muzyka czy teksty? Na ile jedno dopasowujecie do drugiego a na ile muzyka jest tylko podkładem do tekstów?

Pytanie trochę w stylu: kto jest ważniejszy w związku partnerskim, kobieta czy mężczyzna? Jeśli kobieta jest poezją, to podkładem jest mężczyzna. (śmiech) W przypadku naszej płyty najpierw były kompozycje które przygotowałem na Korgu MS-20, komputerze Amiga oraz ,,maszynach’’ self made Rafała Koto Kotowskiego z Warszawy. Część materiału na płycie powstała dzięki inwencji Wojtka Chołaścińskiego. To bardzo zdolny i intuicyjny chłopak który ma na koncie realizację ponad tysiąca reklam i słuchowisk radiowych. Dlatego nasza płyta daje się słuchać selektywnie i w sposób wyważony bo masterował go specjalista przez duże S.

W tym roku mija 20 lat Waszej działalności. Ale jesteście zespołem efemerycznym, nieregularnym. Jesteście w ogóle zespołem? jak postrzegacie siebie z perspektywy tych 20 lat?

Rzeczywiście, to już 20 lat. Zespoły z takim stażem mają po 15 płyt na koncie, my mamy dopiero pierwszą.To bardzo ciekawe. W 1993 roku zaczynaliśmy pod szyldem 5 Piramid, po drodze była jeszcze typowo taneczna odsłona twórczości naszego duetu pod nazwą Astromix la Manche. Grywaliśmy koncerty w przeróżnych miejscach w Polsce i nie tylko. Nasz kolega Olaf Deriglasoff – lider kapeli Dzieci Kapitana Klossa mieszkający ówcześnie w Berlinie Zachodnim – w 1993 roku zaprosił nas na koncert do klubu Anfall na Kreuzbergu. Po koncercie publika klubu (międzynarodowa zresztą) nie chciała uwierzyć że jesteśmy z Polski. Dla nich to było niezwykłe – taki progresiv w muzie i wokalu z Polski?

Rok temu graliśmy na OFF Festivalu bo zaprosił nas Wojciech Kuczok, który opiekował się sceną literacką festiwalu i też było niezwykle. Po tym koncercie jeden ze skrupulatnych dziennikarzy określił naszą muzykę mianem „chill wave”. Podoba nam się ta nazwa, chociaż uważam, że bardziej adekwatnym określeniem byłby pop-noise lub blues-industrial. Na plakatach reklamujących nasze koncerty w pierwszej połowie 90., nazywaliśmy naszą muzykę art poetry techno.

Często nawiązujecie do kiczowatego disco polo, ale też do totartowskiej techniki zlewu. Czy Waszym zdaniem są obecnie w Polsce zespoły, które balansując na granicy powagi i kiczu, nawiązują ciekawie do działań TotArtu?

Odpowiedzmy sobie: co to znaczy kiczowate disco polo? Oczywiście rozumiem twoje pytanie. To co robimy w warstwie muzycznej nazwałbym raczej banalizmem a nie kiczem. Skoro przyznano mi niegdyś tytuły: Arcymistrza Zaumu i Profuzji oraz Mistrza Zlewu, (śmiech) to wiadomo że Totart wpłynął na nas i pośrednio na to co obecnie robimy.Natomiast raczej trudno jest wymienić dzisiejsze zespoły nawiązujące do działań Totartu w sposób sprecyzowany bo sam Totart nie zanikł ale po prostu przyjął inną formę. Ja osobiście z muzycznych obszarów pomilenijnych lubię Łąki Łan, Miąższ, Nasi Starzy, Lecha Możdżera w miksach z innymi muzykami czy duet Dziewczyna Rakieta i Procesor Plus. Tam gdzie obok jakiegoś feelingu sonicznego pojawia się humor to tam jest klimat Totartu.

Przeczytaj: Brzózka de Paulus – Wakacje na Westerplatte

[Jakub Knera]