Muzyczny przegląd jednego labelu od wieczora do rana.

Seria festiwali z polską muzyką trwa. Po LDZ Music FestivalFląder Festiwal przyszła pora na Nasiono Sunrise. Chociaż pewnie żaden z organizatorów nie nazwałby tej imprezy festiwalem, to seria tuzina koncertów właśnie nim była. I była kolejnym w czerwcu dowodem na to, że polska muzyka ma się bardzo dobrze.

Ze wszystkich wspomnianych imprez Nasiono ma najbardziej rozbudowany i najdłuższy program – w końcu zaczyna się już o 19, a kończy ok. 4 po wschodzie słońca. Więc nawet jeśli przyjdziemy w połowie imprezy, okaże się, że przed nami zagra jeszcze co najmniej sześć ciekawych zespołów.

Niżej podpisanemu niestety przyszło się spóźnić, więc pierwszym koncertem, który zobaczyłem był set Ampacity, ostatnio jednej z najlepszych polskich kapel, która wywołuje we mnie wrażenia podobne jak Tool po nagraniu „Lateralusa“ w 2001 roku. Zespół brzmiący ponadczasowo, w tej chwili absolutnie ponad wszystkim co było mi dane słyszeć w tym roku. Tyle, że na Nasiono Sunrise na scenie wystąpiło 3/5 tego składu i 2/5 zespołu 1926 w postaci Maxa Białystoka i Bartosza Borowskiego. Pierwsza cześć setu była wariacją na temat utworów z „Encounter One“, zmierzającą w kierunku dokonań Swans czy Godspeed You! Black Emperor. Zespół brzmiał potężnie, trzy warstwy gitar elektrycznych robiły niezwykle hałaśliwą i wymowną ścianę dźwięku, ale nie było tutaj epatowania natężeniem dźwięku lecz dobrymi pomysłami, mimo że całość powstała pod wpływem chwili i improwizacji. W drugiej części zespół rewelacyjnie wykonał „Territorial Pissing“ Nirvany i „Gay Bar“ Electric Six. Zabrzmiało to fajnie chociaż trochę żartobliwie, a kto wie co dalej taka właśnie konstelacja muzyków jest w stanie razem stworzyć.

Normalnie więc powiedziałbym, że najlepiej wypadło Ampacity, tyle że na scenie Plaży Piratów Ampacity nie wystąpiło. O godzinie 1 zagrały za to Popsysze, trio które zgarnęło główny laur. Grali najbardziej spójnie, głośno, a jednocześnie przebojowo, ukazując świetne zgranie, przemyślany pomysł na koncert, a także garść nowych utworów. To unaocznia, że nie mamy do czynienia z zespołem sezonowym, ale bardzo przemyślanym działaniem – Popysze grają rock’n’rolla z taką werwą, że wiele kapel może im pozazdrościć, dodatkowo zachowując doskonałą przebojowość.

Poza nimi wystąpił Karol Schwarz All Stars, z tradycyjnie odegranym już „Kompressor Does Not Dance“ (proponuję wydać to jako singiel z remiksami innych nasionowych artystów!), ale też masą transowych i hipnotyzujących, mocno rozimprowizowanych kawałków (czy ktoś widział jak wyglądała setlista tego koncertu? w razie czego służę jej zdjęciem). Nie mam pojęcia czemu KSAS w tym składzie (Schwarz/Noga/Miegoń/Bieszke) jeszcze nie wydał płyty. Karol?

Na jeden utwór pojawiła się na scenie Ta Energia czyli Popsysze rozbudowane o Karola Schwarza i dziewczęcy chórek, który odśpiewał „u-uu-uu-uu“ na koniec jedynego zagranego utworu „Guide to Go Go”. Ciekawym epizodem było pojawienie się Maćka Cieślaka, który uzbrojony jedynie w gitarę zagrał po Popsyszach set całkowicie oderwany od dotychczasowych koncertów: wyciszony, ambientowy a nawet dronowy, oparty na zapętleniach gitary i narastających muzycznych warstwach. Pierwszej świeżości melodie to nie były, ale dobrze kontrastowały z resztą koncertów – niestety Nasiono Sunrise było zbyt mocno zdominowane przez rockowy idiom, z czego lepiej wybrnęło rok temu. Ale pomimo tego to świetna i ciekawa impreza. Bo prezentuje dorobek lokalnej sceny, jednego tylko wydawnictwa, bo jest organizowana na luzie, bo odbywają się ciekawe koncerty, wszystko przebiega w sielskiej atmosferze i wreszcie: to po prostu ciekawe wydarzenie, które prezentuje dobrą muzykę.

Nasiono Sunrise, Plaża Piratów, Sopot, 24.06.13.

[Jakub Knera]