O tym, że nie łatwo jest uwspółcześniać muzyczną tradycję regionu czy kraju, pisałem kilkakrotnie. Z jednej strony wiele zespołów nie ma pomysłu jak wyciągnąć z niej najciekawsze wątki, a z drugiej dużym problemem jest to, co można wykorzystać, a co nie zabrzmi sztampowo czy nie będzie przypominać cepelii. Pochodzący (w przeważającej mierze) z Wejherowa zespół ROD radzi sobie na tym polu całkiem dobrze. „Tu i wtedy” to elektroniczna epka utrzymana w rytmice drum’n’bassowej i bardziej otwartych formach dubstepu. Kwartet nie atakuje jednak natłokiem ciężkostrawnych dźwięków, ale tworzy niedługie, przebojowe utwory, które uzupełnia słowiańskobrzmiącymi piszczałkami, świetnie kontrastującymi z elektroniką. ROD mówi współcześnie, na drugim planie odwołując się do tradycji, przez co bliżej im do Village Kollektiv niż Kapeli ze Wsi Warszawa, przede wszystkim ze względu na proporcje między starym a współczesnym instrumenatarium. Wokalista Michał Mokrzycki muzykę okrasza bardzo ciekawymi tekstami, które należy traktować wręcz jako ewenement – śpiewa po polsku czasem trochę w stylistyce hiphopowej lub reggae, nie odgrywając błazenady, nie rażąc patosem czy banałem. Bardzo celnie mówi chociażby o poszukiwaniu tożsamości w singlowym „GPS” – z jednej strony bardzo energicznym utworze, a z drugiej takim, w którego treść trzeba się uważnie wsłuchać. „Tu i wtedy” to nietuzinkowe wydawnictwo, pokazujące zespół, który ma na siebie pomysł i potrafi go realizować. Jeśli będą konsekwentnie budować swój muzyczny język, może to zaowocować długogrającą płytą, pomysłowo czerpiącą z tradycji, łącząc ją ze współczesnymi, elektronicznymi brzmieniami, a na dodatek świetnymi tekstami. Brawo.

Przeczytaj wywiad: ROD: mit daje możliwość opowiedzenia o bardzo wielu rzeczach

[Jakub Knera]