Chociaż do końca z Pomorza nie są, bo tylko część zespołu ROD pochodzi z Wejherowa, bez wątpienia należy ich zaliczyć do lokalnej sceny, przede wszystkim ze względu na charakter muzyki, który reprezentują. O ile na pole łączenia współczesnych brzmień z muzyczną tradycją, wchodzi wiele zespołów, mało któremu udaje się w wyniku tej fuzji stworzyć coś ciekawego i świeżo brzmiącego. Zespołowi ROD udaje się to bardzo dobrze – poza brzmieniami koniecznie trzeba wsłuchać się w ich teksty. O muzyce, tekstach, tradycji opowiadają muzycy tego składu – Sławomir Cichy i Michał Mokrzycki.

Jakub Knera: Co znaczy nazwa zespołu? Czy ROD to jakiś ukryty skrót?

Sławomir Cichy: Nazwa zespołu to nie skrót. Czyż nie brzmi znajomo? Czy nie kojarzy nam się z takimi wyrazami jak: ród, rodzić, rodzina, rodowód? Rod to słowiańskie bóstwo naczelne, obecnie zupełnie zapomniane. Dla nas jest świadectwem utraconej tradycji oraz współczesnej niewiedzy na temat rodzimych korzeni.

Określacie się mianem słowiańskiego electro folku, mówicie że realizujecie się w muzyce leśno-pogańskiej. Inspirujecie się wyłącznie muzyką słowiańską? Co waszym zdaniem jest w niej mocnym elementem, który da się wyciągnąć, żeby wykorzystać go we współczesnej muzyce?

Sławomir Cichy: Wciąż zastanawiamy się jakim mianem powinniśmy się określić. Mamy nadzieję, że z biegiem czasu, po kolejnych wydawnictwach zrobi to ktoś za nas. Idea, aby w muzyce znalazł się pierwiastek słowiańszczyzny powstała jako pierwsza. Wcześniejszy skład czyli zespół Prowe, w którym działaliśmy wraz z Lokim był naszą pierwszą taką próbą. Hansollo w kwietniu zeszłego roku stał się dla nas błogosławieństwem, gdyż byliśmy mocno znużeni rockową formą. Dzięki producentowi d’n’b, którym jest Hansollo, stało się możliwe, aby leśny charakter oraz nawiązania do rodzimych korzeni zawrzeć w muzyce elektronicznej. Na to, że uda nam się trafić na wokalistę, który się w to wpisze, specjalnie nie liczyliśmy, a tu proszę. Z naszej perspektywy mocnymi elementami, które nas wyróżniają są archaiczne brzmienia piszczałek oraz teksty będące obrazem stosunku współczesnego człowieka do swoich najdalszych korzeni. Wydaje nam się, że takie szukanie charakterystycznych punktów tworzących klimat w muzyce, jest po części niesprawiedliwe. Dobra muzyka to taka, w której wszystkie elementy i najmniejsze szczegóły do siebie pasują. My wciąż próbujemy oddać całością „leśny” klimat tak, aby od razu było wiadomo, że to dźwięki z Polski, od chłopaków z Pomorza, z takim, a nie innym bagażem kulturowym. To bardzo trudne do osiągnięcia, ale taki właśnie postawiliśmy sobie cel.

Gracie przede wszystkim muzykę elektroniczną, zogniskowaną wokół dubstepu i d’n’b, do której dodajecie bardziej folkowo brzmiące elementy. Jesteście zespołem folkowym, który wykorzystuje elektronikę czy zespołem elektronicznym, który upiększa muzykę elementami folku? Jakie instrumenty ludowe wykorzystujecie?

Sławomir Cichy: Dobre pytanie. Chyba sami tego nie wiemy. Jesteśmy rozdarci pomiędzy te dwa światy, ale nie czujemy się z tym jakoś nienaturalnie. Jest chyba zbyt wcześnie, aby wyciągać takie wnioski. Zobaczymy jak zabrzmi nasze kolejne wydawnictwo planowane na jesień. Inna sprawa to koncerty, które staramy się grać możliwie jak najczęściej. Na scenie brzmimy inaczej niż na płycie. Pomimo tego, że na scenie stoi komputer, większą część dźwięków generujemy na żywo – jest ten czynnik ludzki, który niesie ze sobą naturalną energię.
Co do instrumentów „ludowych”, są to przede wszystkim wykonywane na zamówienie repliki lub wariacje na temat dawnych piszczałek. Loki posiada wciąż rozszerzający się arsenał tego typu gadżetów i ku naszemu zdziwieniu wzbudza w ten sposób niesamowite zainteresowanie wśród Pań. (śmiech) Eksperymentujemy również z dudami, ale to bardzo trudny instrument pod każdym względem. Mamy nadzieję, że jeszcze w tym roku uda nam się wykorzystać go podczas koncertów. Pojawiają się również współczesne flety. Najważniejsze, aby nie popaść w rutynę przy doborze brzmienia instrumentu,  więc każdy utwór traktujemy indywidualnie.

Michał Mokrzycki: Z jednej strony bazę rytmiczną stanowi elektronika z mocno zmienioną efektami gitarą basową, z drugiej brzmienie zespołu dużo zyskuje przez instrumenty archaiczne. Mi osobiście wydaje się, że komponent elektroniczny przeważa.

Jak postrzegacie cały nurt wracania zespołów do tradycji muzyki folkowej lub regionalnej i im się to udaje? Bardzo wiele z nich nawiązuje do ludowości tak, że wychodzi z tego jarmarkowa cepelia. Są jakieś zespoły, które wybitnie na tym polu Was inspirują? Jak trzeba Waszym zdaniem patrzeć na taką tradycję i co z nią robić, żeby mogła wybrzmiewać współczesnym językiem?

Michał Mokrzycki: Uwielbiam to co robi skład Chłopcy Kontra Basia. Jest w tym niesłychana naturalność, pomimo bardzo trudnej formy. Bardzo podoba mi się też to, jak elementy ludowe wykorzystuje Kapela Ze Wsi Warszawa i Village Kollektiv. Podobnie Masala Soundsystem, czerpiąca z zupełnie innych źródeł. Sam Praczas jest dla mnie jednym z najlepszych polskich producentów, obdarzonych niezwykłą łatwością w korzystaniu z muzyki różnych kultur. Na łopatki rozkłada mnie sposób, w jaki folk skandynawski traktuje zespół Kurbeats. Bardzo lubię psychodeliczny ambient, więc to pewnie dlatego. Inspirująca jest też dla mnie płyta „Gusła” Lao Che. Trudno wyodrębnić to, co mocniej wpłynęło, a co mniej. To, czego słuchamy i nas porusza, jakoś później wraca, niezależnie od tego, czy to muzyka punkowa, jazzowa, elektroniczna, folkowa czy reggae. Tym trudniej, że w zespole każdy z nas słucha czegoś innego.

Sławomir Cichy: Wszyscy obserwujemy coraz większe zainteresowanie folkiem, ludowością itd. Pewnie po części także stąd ten wywiad. (śmiech) My nigdy nie staraliśmy się robić rekonstrukcji. Dużo zespołów w większym lub mniejszym stopniu nawiązuje do tradycji ludowych. Ludzie często słuchając nas są przekonani, że wykorzystywane linie melodyczne są zaczerpnięte z tradycyjnych pieśni. Tak jednak nie jest. My bardziej uciekamy od ludowego charakteru na rzecz – jak to nazywamy – „leśnych dźwięków”. W Polsce z folkiem dzieją się różne rzeczy. Z jednej strony są nowatorskie projekty, ukazujące rodzimą kulturę w zaskakujący sposób, z drugiej zaś tworzą się festynowe składy, bo przecież ktoś do piwka zagrać musi, skoro słuchacze obecnie mają taką potrzebę. Nie traktowałbym tego zjawiska jak jakiegoś strasznego zła. Praktycznie każdy z nas w odpowiednim stanie śpiewa i fika do „Mydełka Fa”. Nasz zespół to zlepek ludzi z zupełnie innych bajek i nie jesteśmy w stanie wskazać wspólnej inspiracji. Chyba też trudno byłoby nas porównać do innego wykonawcy. Słychać różne naleciałości czy to z muzyki elektro czy też z rockowych gałęzi. Żyjemy w czasach fuzji muzycznych czego, jak nam się wydaje, jesteśmy dobrym przykładem.

Czy dostrzegacie w polskiej kulturze potrzebę takiego wracania do tradycji i ludowości?

Michal Mokrzycki: Zdecydowanie. Coraz częściej polskie zespoły bez kompleksów sięgają do źródeł, poszukując brzmień i treści w tradycji kultur ludowych. Wydaje mi się, że nieco magiczny urok ludowości zawsze – a na pewno od czasów romantyzmu – był niezwykle inspirujący dla twórców. W Polsce przez 50 lat takie odwołania były mocno zawłaszczone przez władzę, określającą się mianem ludowej. Dziś do głosu dochodzi pokolenie, które może sobie pozwolić na poszukiwania, bez posądzenia o koniunkturalizm i sprzyjanie bądź buntowanie się przeciw jakiejś ideologii. Z drugiej strony myślę, że faktycznie można to nazwać potrzebą, skoro coraz częściej do takich źródeł się wraca. Myślę, że może to wynikać z chęci odnalezienia czegoś stałego, uniwersalnego w coraz szybciej zmieniającym się świecie. Pewnie bylibyśmy w stanie znaleźć dużo więcej przyczyn. W naszym wypadku wykorzystanie elementów folku stanowi pewne tworzywo, bazę, na której staramy się zbudować własną wypowiedź o człowieku funkcjonującym dziś, który wcale się aż tak bardzo nie różni od człowieka sprzed wieków. Lęk i zachwyt przeżywamy ten sam.

Sławomir Cichy: Wydaje nam się, że folkowy boom jest o tyle pożyteczny, że dzięki niemu w naszym kraju powstaje więcej muzyki, która nie jest tylko kopiowaniem zachodnich dokonań. Czy doczekamy czasów, kiedy to my wyznaczymy innym drogę? Fajnie by było. Dla nas szukanie własnego charakteru w muzyce jest znacznie ważniejsze niż zawieranie w niej ludowości, co niestety mam wrażenie często odbywa się na siłę.

Co ważne, w takiej tanecznej muzyce, nie gubią się Wasze teksty. Jak ważne są one dla Was?

Sławomir Cichy: Teksty dla całości są bardzo istotne, dlatego na nagraniach czy koncertach dbamy o to, aby uzyskać czytelność. Mokas zwraca baczną uwagę na dykcję. Dużo pracy wymaga uzyskanie czytelności przy dość gęstych wokalach. Po prostu trzeba ogrywać utwory na próbach i świadomie miksować nagrania.

Michał Mokrzycki: Pewnie zależy kogo z nas zapytasz. Moim zdaniem są one bardzo istotne jako nośnik treści, opowieści, którą z zespołem opowiadamy. Myślę, że dużo lepiej niż ten wywiad oddają to, co mam na myśli i czym się kierowałem, wstępując do zespołu. Chciałem, żeby tekst nie był ornamentem, wesołym „hej hopsasa” do tanecznej muzyki. Bardziej niż na tym, zależy mi na prowokowaniu do refleksji, stąd częste odwołania do mitologii. Mit daje możliwość opowiedzenia o bardzo wielu rzeczach.

Zespół ROD zagra koncert w najbliższą sobotę podczas Nocy Muzeów na Grodzisku w Sopocie. Szczegóły w zakładce KONCERTY.

Fotografia: Bartłomiej Chęciński